04 Mar 2013, Pon 23:12, PID: 341727
Był czas kiedy nie walczyłem ze swoimi fobiami. Patrzyłem tylko na innych ludzi - "jak oni mogą się od razu tak dogadywać?", a kiedy próbowałem coś wtrącać, to się ośmieszałem. To bardzo zraża do dalszej walki i ogólnie do ludzi. Pierwszy raz po liceum, kiedy zagadałem do obcego człowieka, był na ścieżce rowerowej. Wyprzedzaliśmy się z typem dosłownie co chwila i w końcu podałem mu rękę i przedstawiłem się. Więc generalnie mieliśmy coś wspólnego zanim się przywitałem - to po pierwsze. Po drugie zbliżał się rozjazd ścieżki, więc w razie "dziwnej rozmowy" mogłem po prostu skręcić w drugą stronę. Po prostu tak całość rozplanowałem, żeby zamienić z typem dosłownie po trzy zdania i w razie czego, odjeżdżając w innym kierunku nie zostać uznanym za nienormalnego. I nadal to robię. Zawsze planuję takie sytuacje, żebym miał dokładnie tyle czasu ile potrzebuję na pogadanie i nie doprowadzenie do niezręcznej ciszy. Niestety często takie akcje wyglądają jeszcze bardziej nienormalnie. Duży plus przy tej, hmm... "metodzie"? jest taki, że po kroczku oswajam się w relacjach z ludźmi. Nie wiem tylko, czy kiedyś uda mi się chociaż podejść do kompletnie obcego człowieka, bez konkretnej sprawy.
I nie wiem, czy ten gość ze ścieżki rowerowej mnie jednak nie uznał za formę życia z innej planety - kto normalny rozmawia o smarze do łańcucha 20 sekund po przedstawieniu się...
I nie wiem, czy ten gość ze ścieżki rowerowej mnie jednak nie uznał za formę życia z innej planety - kto normalny rozmawia o smarze do łańcucha 20 sekund po przedstawieniu się...