01 Paź 2012, Pon 15:41, PID: 318481
będzielepiej napisał(a):Rodzaj terapii chyba i tak nie jest taki ważny (...). Najwięcej zależy od samej osoby terapeuty
Dodałbym do tego osobę pacjenta, a przede wszystkim to, co dzieje się między tymi dwojgiem podczas tego dla wielu tajemniczego procesu zwanego psychoterapią, a który jest po prostu intymną rozmową dwojga ludzi o życiu jednego z nich, czy o życiu w ogóle. Możliwe, że ze względu na czyjeś preferencje metoda psychodynamiczna będzie właśnie skuteczniejsza. Nieco teraz upraszczam, ale to jest trochę jak z wiarą. Dla katolika rozmowa z księdzem ma o wiele większe szanse być psychoterapeutycznie skuteczna, niż dla ateisty i podobnie jest z wiarą w psychoanalizę. Bez względu na to czy odmawiamy psychoanalizie naukowości, czy nie, trzeba przyznać jej językowi moc nazywania stanów umysłu, ich zależności, a co za tym idzie potencjału wglądu i rozwoju osobowości. Jej hermetyczny język, podobnie jak język np. chrześcijański, jest drugorzędny wobec uzdrawiających procesów, które jest w stanie wywoływać (tu się może zacząć problem: statystyki złe, a merytoryczna dyskusja trudna, jeśli w ogóle możliwa). Jeśli "freudowski świat" ma dla kogoś znamiona sensu, pozostaje tylko poszukać odpowiedniego człowieka, bo tak jak łatwo trafić na księdza pedofila, tak niestety łatwo trafić na terapeutę psychopatę albo idiotę.
Dobrze, że jest wątek o psychodynamicznej, bo to rzadko poruszany temat na forum. (Ktoś może mi słusznie zarzucić, że ogólnie bardzo napisałem, ale może przynajmniej sprowokuję kogoś do opisu własnych przeżyć związanych z tą metodą)