24 Sty 2011, Pon 22:43, PID: 236716
Czuję się bardzo podobna do mamy, ma te same problemy, co ja, tylko mniej nasilone. Chciała chronić mnie i siostrę przed złem świata, była nadopiekuńcza, trzeba przyznać, że bardzo nas kochała. Tata też kochający, jednak zawsze był trochę z boku, wiele energii w życiu kosztowały mnie próby zaskarbienia większej uwagi z jego strony. Tak, też często odczuwam duży gniew, gdy myślę o rodzicach, chociaż raczej jest przesadzony, bo miałam ciepły, pełen dom. Trochę inny od pozostałych, zamknięty, bez gości, skutecznie odgradzaliśmy się od tego "złego świata". Raczej nigdzie nie bywaliśmy, zero tolerancji dla alkoholu, nacisk na etyczność, różne inne dziwne rzeczy. Wszystkie trzy kobitki borykamy się z bardzo niskim poczuciem wartości, ogólnym uczuciem nieszczęścia i zależnością, w różnym stopniu z niezaradnością. Włos mi się jeży, jak widzę te podobieństwa do mamy. Nie chcę mieć dzieci, żeby zakończyć te wielopokoleniowe męczarnie. Bo babcia to samo. Nieufność "dziedziczna". Na szczęście chociaż siostra nie ma już żadnej formy FS. Za to u mnie się to zapętliło najmocniej.
Wyrażałam gniew, byłam zawsze wręcz złośnicą, ale nie było to dobrze widziane w domu. Dominowałam tą moją biedną siostrę. Próbuję być domowym dyktatorem, a w szkole i pracy wtapiam się w ściany, bezskutecznie próbuję zniknąć i męczę się okrutnie. Od zawsze mam wrażenie, że jestem "inna" (choć to g. prawda), w dzieciństwie oprócz wizji mamy zagrażającego i obcego otoczenia, doszła alienacja przez nie uczęszczanie na część zajęć, czasem dokuczano mi z tego powodu. Dobudowałam konstrukcję obronną: zadzierałam nosa i chciałam zbawiać świat. Potem przeprowadziliśmy się do dużego miasta i to był dobijający szok. I już samo poszło, a ja zostałam w miejscu.
Wyrażałam gniew, byłam zawsze wręcz złośnicą, ale nie było to dobrze widziane w domu. Dominowałam tą moją biedną siostrę. Próbuję być domowym dyktatorem, a w szkole i pracy wtapiam się w ściany, bezskutecznie próbuję zniknąć i męczę się okrutnie. Od zawsze mam wrażenie, że jestem "inna" (choć to g. prawda), w dzieciństwie oprócz wizji mamy zagrażającego i obcego otoczenia, doszła alienacja przez nie uczęszczanie na część zajęć, czasem dokuczano mi z tego powodu. Dobudowałam konstrukcję obronną: zadzierałam nosa i chciałam zbawiać świat. Potem przeprowadziliśmy się do dużego miasta i to był dobijający szok. I już samo poszło, a ja zostałam w miejscu.