15 Kwi 2011, Pią 9:25, PID: 248917
Zastanawiałem się, dlaczego większość ludzi nie czuje tremy, kiedy się wykłóca, nawet z obcymi osobami, ale czuje tremę, kiedy ma z nimi przyjaźnie porozmawiać? Wydaje mi się, że kłócić się łatwiej. Przeciwnik stawia tezę, a ty ją podważasz dowolnym przykładem. Jest to schemat, który łatwo opanować i dlatego nikt nie czuje tremy, że sobie nie poradzi w takiej rozmowie i nikomu się nie zdarza, aby w kłótni zapadła cisza z braku pomysłów. Poza tym masz gwarancję, że jeśli podważysz cudzą tezę, to rozmówcę podnieci do obrony swojego zdania i rozmowa się potoczy; jeśli zaś powiesz coś przyjaznego, to rozmówca podziękuje i często na tym rozmowa się kończy. Stąd taka pokusa, aby jednak wywołać kłótnię. W młodszym wieku człowiek zamyka zeszyt koleżance z ławki, żeby ona w zemście też coś zrobiła i to też jest jakby kłótnia, która gwarantuje, że cały czas trwa interakcja z koleżanką. Później to się przenosi na słowa. Jeśli chcemy przerwać modę na kłótnie, to musimy stworzyć jakiś model interakcji, który jest równie łatwy i równie mocno wciągający dla obu stron. Wspomniana przeze mnie bitwa poduszkowa też jest jakby formą kłótni, czy raczej walki, dzięki czemu też jest prosta i wciągająca, ale w odróżnieniu od kłótni - wesoła.