24 Mar 2015, Wto 20:38, PID: 439044
Mam wszysto to co tutaj opisane, nie wiem, czy jest sens wymieniać... Tylko że u mnie jest to już takie ekstremalne i powiązane z uzależnieniem od substancji zmniejszających lęk (i to nie od jednej, jedna by nie wystarczyła), że nadaję się już jedynie do zamknięcia w zakładzie. Np. teraz chciałbym pojechać do rodziców, bo osłabłem z głodu (boję się iść do sklepu), ale nie umiem wyjść z domu. Ubieram się już trzy godziny i raczej w ogóle nie odważę się pojechać, zwłaszcza że ja muszę dwoma autobusami, tramwajem - kilka przesiadek. To dla mnie zbyt wiele. Z powodu fobii chyba zaczynam przymierać głodem - zresztą zauważyłem, że kiedy nie je się (lub je mało i byle co) przez tydzień, dwa, to człowiek obojętnieje i już nie odczuwa łaknienia. Tak, doszło do tego, że aby wyjśc z domu potrzeba kilku benzodiazepin, fenibuta, shota wódki. Ale i tak uważam, że są gorsze choroby: miłość jest dużo gorsza od fobii. Gdybym mógł zamrozić swoje serce i nic kompletnie nie czuć tak jak psychopaci, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pomimo fobii, z którą da się przecież żyć.