10 Lip 2009, Pią 10:52, PID: 162824
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Wrz 2009, Nie 17:45 przez krys840.)
EDYCJA:
W momencie życia, w którym mogę już bezpiecznie podjąć się nauki jakiegokolwiek wyrobnictwa, pogodziłem się z skutkami obciążeń piętnem społecznym, które najczęściej odsuwa człowieka od pierwotnych uczuć i cnót, stale ograniczając życie emocjonalne. Trudno nie mówić o lękach związanych z zaburzeniem racjonalnego rozwoju w okresie nauki i lat wczesnej pracy, skoro problemem jest dysharmonia życia, często niebezpiecznie nas odsuwająca od własnych myśli, uczuć i zachowań na długie lata bądź zupełnie odcinająca nam drogę powrotu do wewnętrznej równowagii. Powoduje to obcość bądź wrogość wobec otoczenia. Może też przyczyniać się do samotności, bo nie potrafimy, czując niemal gniewne roszczenia spowodowane życiem według nieżyciowych standardów, zaangażować się dostatecznie się kolejne emocjonalne wyzwania jakimi są np. kontakty międzyludzkie.
Dla mnie dojrzewanie to parszywy okres, w którym oceniałem, jak skutki socjalizacji będą wpływać na mnie w przeciągu życia. Okazało się bowiem, że lęk przed nimi był wytłumaczeniem moich skłoności do skrajności postępowania w życiu codziennym. Słusznie boli nas dusza, kiedy podejmujemy się rytmu pracy i stylu bycia, który daleko odbiega od naszych fizycznych możliwości.
Zadałbym pytanie: Co dzieje się z dysharmonijnie czerpiącymi zasoby przyrody ludźmi, którzy nie są w stanie wrócić do równowagii życia z otoczeniem i nie potrafią z nim w zgodzie obcować.
W momencie życia, w którym mogę już bezpiecznie podjąć się nauki jakiegokolwiek wyrobnictwa, pogodziłem się z skutkami obciążeń piętnem społecznym, które najczęściej odsuwa człowieka od pierwotnych uczuć i cnót, stale ograniczając życie emocjonalne. Trudno nie mówić o lękach związanych z zaburzeniem racjonalnego rozwoju w okresie nauki i lat wczesnej pracy, skoro problemem jest dysharmonia życia, często niebezpiecznie nas odsuwająca od własnych myśli, uczuć i zachowań na długie lata bądź zupełnie odcinająca nam drogę powrotu do wewnętrznej równowagii. Powoduje to obcość bądź wrogość wobec otoczenia. Może też przyczyniać się do samotności, bo nie potrafimy, czując niemal gniewne roszczenia spowodowane życiem według nieżyciowych standardów, zaangażować się dostatecznie się kolejne emocjonalne wyzwania jakimi są np. kontakty międzyludzkie.
Dla mnie dojrzewanie to parszywy okres, w którym oceniałem, jak skutki socjalizacji będą wpływać na mnie w przeciągu życia. Okazało się bowiem, że lęk przed nimi był wytłumaczeniem moich skłoności do skrajności postępowania w życiu codziennym. Słusznie boli nas dusza, kiedy podejmujemy się rytmu pracy i stylu bycia, który daleko odbiega od naszych fizycznych możliwości.
Zadałbym pytanie: Co dzieje się z dysharmonijnie czerpiącymi zasoby przyrody ludźmi, którzy nie są w stanie wrócić do równowagii życia z otoczeniem i nie potrafią z nim w zgodzie obcować.