21 Sty 2010, Czw 11:24, PID: 193892
A ja chyba się poddam, nie wiem, jestem w kropce
Studiuję sobie pierwszy rok, żeby było śmiesznie: zarządzania, tak tak, już widzę siebie w pracy w zawodzie, żarty jakieś. Nie mam pojęcia co mną kierowało przy wyborze. Totalnie nie wiedziałam na co iść, więc stwierdziłam, że to taki trochę ścisły, trochę humanistyczny kierunek, fajne przedmioty więc będzie ok. Okazało się kijowo, ze ścisłych przedmiotów mam tylko matmę, reszta to jakieś niewiadomoco. No i te ciągłe dyskusje na zajęciach, rozkminianie jakiś struktur organizacyjnych, to totalnie nie dla mnie. No i źle się czuję na tych studiach, właściwie czuję przede wszystkim bezsens studiowania tego kierunku, zwłaszcza 200 km od domu, męczę się strasznie, a wykształcenie będzie żadne tak naprawdę. Nie wytrzymuję całego tygodnia w mieście, gdzie studiuję, w każdy weekend wracam do domu, więc to wszystko jest trochę nie tak. Do tego cholerny stres przed każdymi zajęciami, już nie mówiąc o zaliczeniach, czuję się już wyczerpana tym ciągłym zdenerwowaniem. Więc zastanawiam się nad półroczną przerwą, żeby się może skupić na leczeniu; może jakaś drobna praca, chociaż to też jakieś mission impossible. Nie wiem co robić. Są momenty, że jestem przekonana: wracam do domu i próbuję się jakoś wziąć w garść, od przyszłego roku spróbuję znowu, tym razem bliżej rodzinnego miasta. Ale z drugiej strony, nie chcę robić zamieszania, będzie to na pewno jakiś zawód dla rodziców, nie wyobrażam sobie tego tłumaczenia każdemu z rodziny czy znajomych dlaczego, po co. cięęęęęęęężko.
Studiuję sobie pierwszy rok, żeby było śmiesznie: zarządzania, tak tak, już widzę siebie w pracy w zawodzie, żarty jakieś. Nie mam pojęcia co mną kierowało przy wyborze. Totalnie nie wiedziałam na co iść, więc stwierdziłam, że to taki trochę ścisły, trochę humanistyczny kierunek, fajne przedmioty więc będzie ok. Okazało się kijowo, ze ścisłych przedmiotów mam tylko matmę, reszta to jakieś niewiadomoco. No i te ciągłe dyskusje na zajęciach, rozkminianie jakiś struktur organizacyjnych, to totalnie nie dla mnie. No i źle się czuję na tych studiach, właściwie czuję przede wszystkim bezsens studiowania tego kierunku, zwłaszcza 200 km od domu, męczę się strasznie, a wykształcenie będzie żadne tak naprawdę. Nie wytrzymuję całego tygodnia w mieście, gdzie studiuję, w każdy weekend wracam do domu, więc to wszystko jest trochę nie tak. Do tego cholerny stres przed każdymi zajęciami, już nie mówiąc o zaliczeniach, czuję się już wyczerpana tym ciągłym zdenerwowaniem. Więc zastanawiam się nad półroczną przerwą, żeby się może skupić na leczeniu; może jakaś drobna praca, chociaż to też jakieś mission impossible. Nie wiem co robić. Są momenty, że jestem przekonana: wracam do domu i próbuję się jakoś wziąć w garść, od przyszłego roku spróbuję znowu, tym razem bliżej rodzinnego miasta. Ale z drugiej strony, nie chcę robić zamieszania, będzie to na pewno jakiś zawód dla rodziców, nie wyobrażam sobie tego tłumaczenia każdemu z rodziny czy znajomych dlaczego, po co. cięęęęęęęężko.