03 Kwi 2022, Nie 23:29, PID: 856771
(03 Kwi 2022, Nie 22:53)Bobek90 napisał(a): Ja zmarnowałem 18 lat mojego życia. Osiemnaście. W żadnym momencie tak naprawdę nic nie zrobiłem żeby zapobiec tej katastrofie. Niby miałem świadomość że życie przecieka mi przez palce, że szanse przechodzą mi koło nosa, ale przekładałem życie na później, zupełnie straciłem poczucie czasu. Dni zamieniały się tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata, ja tego nie czułem. Zamknąłem się w wirtualnym świecie - gier, pornografii, internetu - dokładałem śmieciowym jedzeniem i cały ten potok dopaminy sprawił że z czasem straciłem kontakt z rzeczywistością. Żyłem przeszłością (traumy, niewykorzystane szanse) i przyszłością (zawsze niedaleką, tysiące razy odkładaną, rzeczywistością w której w końcu zacznę coś ze sobą robić). Teraźniejszość stała się wiecznie powtarzającym cyklem tego ostatniego dnia/tygodnia/miesiąca starego życia po którym przyjdzie przełom.
Dopiero sentymentalna porażka która doprowadziła do potwornego emocjonalnego cierpienia w ostatnich 2 latach, a która w ostatnim roku mojego życia osiągnęła punkt kulminacyjny - poczucie winy i poczucie upokorzenia, żal i gniew, resentyment i litość, a przede wszystkim poczucie beznadziei sytuacji - niejako obudziła mnie z mojego wieloletniego stanu otumanienia, wszystkie te stracone lata stały się namacalne, przyszło poczucie przemijania i tego co straciłem przez te wszystkie lata. Ale i też uodporniła, bardzo choć nigdy wystarczająco, na egzystencjalny ból. Który wcześniej był niejako uśmierzony anestezją śmieciowego jedzenia i komputera, i który wyrwał się spod kontroli ze względu na zawód miłosny i konsekwencje które z niego wynikły dla mnie i dla tej dziewczyny. Teraz mogę to potwierdzić, ból jest nieodzowny do zmiany. Bez bólu nikt nigdy nie zmieni głęboko utrwalonych schematów. Bo takie zmiany to ból do którego trzeba być przyzwyczajonym.
Czasami czuje się przytłoczony tym wszystkim, to wyrwą w życiu która mam. Czasami czuje dreszczyk emocji na myśl o podróży która mnie czeka jeśli zrobię pierwszy krok. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym co się zmarnowało bo to już nie wróci. Nie ma też sensu zastanawiać się czy jest za późno bo jaka jest alternatywa? Umrzeć? Zmarnować następne 18 lat? W maju będę miał 32 lata. Czyli za 18 lat będę miał 50 lat. Mogę postarać się żeby te kolejne 18 lat było jak najfajniejszą przygodą, mogę je też spędzić to jak dotychczas żyłem, tylko coraz starszy i coraz bardziej zgorzkniały pogrążający się w coraz większej beznadziei. Lepiej mając pół wieku na karku mięć 36 lat życia, a nie tylko 18. Prawda. Ale alternatywą dla patrzenia na przód jest tylko śmierć, albo wegetacja w beznadziei. Dla kogoś kto wegetował całe swoje istnienie każdy rok życia to skarb, i chyba tak na to trzeba patrzeć.
Kurczę, to bardzo smutne... Dobrze, że postanowiłeś jednak o siebie zawalczyć i uczynić ze swojego życia ciekawą przygodę :) Powodzenia, wierzę w Ciebie :)