24 Maj 2022, Wto 19:10, PID: 858843
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Maj 2022, Wto 19:19 przez Supa.)
Pod praktycznie wszystkimi tutaj wymienionymi objawami mogę się podpisać, w sensie że u mnie też występują i utrudniają życie.
U mnie to w sytuacjach społecznych powoduje jakby stan "oszołoma", lub przynajmniej blisko w zależności od momentu.
Można powiedzieć że dochodzi u mnie do paradoksu samokontroli, mianowicie objawia się to dwojako.
Jeden typ samokontroli, skacze do wysokiego parametru, czyli żeby nie popełnić błędu, przemyśleć praktycznie każdy krok, to powoduje skrajne usztywnienie, zmęczenie, brak czerpania czegokolwiek pozytywnego z kontaktu społecznego, w takim stanie zwykle ciężko się myśli a łatwo o negatywne emocje, niepożądany stan oraz jakby niepełną koncentrację, pewne problemy z pamięcią czy podobne. Może się to przekładać na koordynacje. Ciężko o swobodną rozmowę, czy czasami jakąkolwiek rozmowę. Człowiek czasami i momentami czuje się jakby zwierzątko wypuszczone z klatki do nowego środowiska gdzie spodziewa się że myśliwy wyskoczy z flintą czy tam wpadnie w jakieś wnyki. Powstaje wrażenie czy wręcz pewność że działa się poniżej swojego potencjału, jest się gorszą wersją samego siebie.
Generalnie jeśli wypatruje się swojego błędu to zdecydowanie łatwiej subiektywnie wytworzyć go sobie we własnej głowie a właściwie o cały ich szereg w raz z tym że po czasie trenowania tego mechanizmu człowiek staje się swoim największym krytykiem a jeszcze później kimś w rodzaju autohatera. Są tendencje że to jeszcze wchodzi w combo z realnymi błędami które się popełniło. Jak się policzy błędy subiektywne, z nadinterpretacji z prawdziwymi to oczywiście wychodzi spora czy czasami monstrualna lista, nawet czasami z raczej dość zwykłej sytuacji.
Sądzę że to z czasem prowadzi też do casusu że bez względu co by się zrobiło, nawet realnie wartościowego, jakiś chociaż drobny sukces to jest się z siebie i tak niezadowolonym. To jest według mnie droga prowadząca do prokastrynacji, lenistwa itd.
Nie ma więc motywacji do sytuacji społecznych czy do działania, ponieważ nie ma pozytywnego odniesienia, jest tylko lista błędów, błędzików, objawów etc.
Drugi typ samokontroli, to ten który jest potrzebny zdecydowanie bardziej i którego brakuje, czyli innymi słowy zapanowanie nad wewnętrznym światem, wyłączenie negatywnych objawów , bądź ich ograniczenie. Przyjmując na przykład że w pewnych sytuacjach stres jest raczej normalny a problemem jest raczej jego zbyt wysoki poziom i idące za tym reakcje. Jeśli chodzi o "wyłączenie" to tych objawów których dana sytuacja nie uzasadnia.
Uzmysłowienie sobie tego na ogół pomaga ale jak się siedzi i o tym rozmyśla , bo sytuacji społecznej i tak zwykle wraca do punktu wyjścia.
Cały ten schemat utrudnia przystosowanie do sytuacji zwłaszcza nowych, który się może ciągnąć zdecydowanie za długo. Może być też tak że każda kolejna próba w ramach tego samego środowiska/typu sytuacji jest gorsza od poprzedniej czyli to to proces całkiem odwrotny od aklimatyzacji.
Wszystko to według mnie składa się na obraz neurotyka.
Co ciekawe neurotyk sam w sobie jest uznawany jako jeden z rodzajów osobowości, nawet nie jako zaburzenie mimo że opis brzmi jak choroba, w sumie jak weźmie się każdy praktycznie opis, jeden gorszy od drugiego.
Pierwszy szok mam za sobą już dawno, jeśli chodzi o zapoznanie się z definicją " neurotyka", było to sobie gdzieś tam w wieku nastoletnim w liceum.
Ogólnie to zaliczyłem wtedy mentalnego zgona, uruchomiły się myśli samobójcze, w myślach powoli żegnałem się sam ze sobą. Próby żadnej nie było, jakoś odchorowałem.
U mnie to w sytuacjach społecznych powoduje jakby stan "oszołoma", lub przynajmniej blisko w zależności od momentu.
Można powiedzieć że dochodzi u mnie do paradoksu samokontroli, mianowicie objawia się to dwojako.
Jeden typ samokontroli, skacze do wysokiego parametru, czyli żeby nie popełnić błędu, przemyśleć praktycznie każdy krok, to powoduje skrajne usztywnienie, zmęczenie, brak czerpania czegokolwiek pozytywnego z kontaktu społecznego, w takim stanie zwykle ciężko się myśli a łatwo o negatywne emocje, niepożądany stan oraz jakby niepełną koncentrację, pewne problemy z pamięcią czy podobne. Może się to przekładać na koordynacje. Ciężko o swobodną rozmowę, czy czasami jakąkolwiek rozmowę. Człowiek czasami i momentami czuje się jakby zwierzątko wypuszczone z klatki do nowego środowiska gdzie spodziewa się że myśliwy wyskoczy z flintą czy tam wpadnie w jakieś wnyki. Powstaje wrażenie czy wręcz pewność że działa się poniżej swojego potencjału, jest się gorszą wersją samego siebie.
Generalnie jeśli wypatruje się swojego błędu to zdecydowanie łatwiej subiektywnie wytworzyć go sobie we własnej głowie a właściwie o cały ich szereg w raz z tym że po czasie trenowania tego mechanizmu człowiek staje się swoim największym krytykiem a jeszcze później kimś w rodzaju autohatera. Są tendencje że to jeszcze wchodzi w combo z realnymi błędami które się popełniło. Jak się policzy błędy subiektywne, z nadinterpretacji z prawdziwymi to oczywiście wychodzi spora czy czasami monstrualna lista, nawet czasami z raczej dość zwykłej sytuacji.
Sądzę że to z czasem prowadzi też do casusu że bez względu co by się zrobiło, nawet realnie wartościowego, jakiś chociaż drobny sukces to jest się z siebie i tak niezadowolonym. To jest według mnie droga prowadząca do prokastrynacji, lenistwa itd.
Nie ma więc motywacji do sytuacji społecznych czy do działania, ponieważ nie ma pozytywnego odniesienia, jest tylko lista błędów, błędzików, objawów etc.
Drugi typ samokontroli, to ten który jest potrzebny zdecydowanie bardziej i którego brakuje, czyli innymi słowy zapanowanie nad wewnętrznym światem, wyłączenie negatywnych objawów , bądź ich ograniczenie. Przyjmując na przykład że w pewnych sytuacjach stres jest raczej normalny a problemem jest raczej jego zbyt wysoki poziom i idące za tym reakcje. Jeśli chodzi o "wyłączenie" to tych objawów których dana sytuacja nie uzasadnia.
Uzmysłowienie sobie tego na ogół pomaga ale jak się siedzi i o tym rozmyśla , bo sytuacji społecznej i tak zwykle wraca do punktu wyjścia.
Cały ten schemat utrudnia przystosowanie do sytuacji zwłaszcza nowych, który się może ciągnąć zdecydowanie za długo. Może być też tak że każda kolejna próba w ramach tego samego środowiska/typu sytuacji jest gorsza od poprzedniej czyli to to proces całkiem odwrotny od aklimatyzacji.
Wszystko to według mnie składa się na obraz neurotyka.
Co ciekawe neurotyk sam w sobie jest uznawany jako jeden z rodzajów osobowości, nawet nie jako zaburzenie mimo że opis brzmi jak choroba, w sumie jak weźmie się każdy praktycznie opis, jeden gorszy od drugiego.
Pierwszy szok mam za sobą już dawno, jeśli chodzi o zapoznanie się z definicją " neurotyka", było to sobie gdzieś tam w wieku nastoletnim w liceum.
Ogólnie to zaliczyłem wtedy mentalnego zgona, uruchomiły się myśli samobójcze, w myślach powoli żegnałem się sam ze sobą. Próby żadnej nie było, jakoś odchorowałem.