02 Maj 2021, Nie 2:36, PID: 841797
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Maj 2021, Nie 2:48 przez Bobek90.)
Dokładnie. Ja w ogóle tego nie ogarniam takiego modus operandi. Oczywiście akceptuje i biorę winne na siebie bo na początku kiedy było "kameralnie" nic nie zrobiłem, a dla takiego normalsa to może być szokujące, tym bardziej że choć nie wyglądam na kogoś mega pewnego siebie to też że nie mam napisane na czole "fobia społeczna". Ale cholera, dziewucho widzisz że nic, więc odpuść, albo jeśli naprawdę Ci tak zależy to podejdź i zagadaj. Te publiczne szantażyki emocjonalne, robienie z tego czegoś publicznego o czym potem każdy plotkuje, takie wywoływanie presji, serio to ma być taktyka na podryw?
Ta pierwsza miłość - miałem wtedy 17 lat - to w ogóle była empatyczna inaczej. Przykładowa sytuacja, w tym momencie już jej żyłka pękała od jakiegoś czasu że jeszcze nie zacząłem jej adorować, idę do szkoły, tak się złożyło że idzie kilka metrów za mną z kolegą, kolegą mówi jej na tyle głośno żebym usłyszał że jestem gejem (w wulgarny sposób), ta sobie chichota, hihi haha. A potem co? Oczywiście przez cały dzień ją potem zlewam z większym zapałem niż dotychczas - co zrozumiałe tamtego dnia byłem nie tylko wystraszony, ale i obrażony - a ona biedna zaskoczona, i wielce smutna. Na koniec roku szkolnego praktycznie CAŁA klasa, z wyjątkiem kilku bliższych mi osób, dosłownie na mnie patrzeć nie mogła, mimo że przed tym wszystkim byli super sympatyczni. Bo wielki dupek ze mnie, a ona taka biedna. Oczywiście że w klasie był inny koleś po uszy w niej zakochany, a ona traktowała go podmiotowa jak mebel, ale to nic z tego. Faceta najwyraźniej można. Czy Ona naprawdę myślała że obrócenie wszystkich których może przeciw mnie, i mając w świadomości że ma chłopaka z którym wraca i zrywa według potrzeby - wiedziała że byłem prawiczkiem bo jak jeszcze nie doszło do tych godów to jej to powiedziałem, co ją wielce zaskoczyły "aleee dlaczego?" - to mnie skłoni do czego właściwie? Naprawdę nie prościej było sama zainicjować temat?
Zakochałem się jeszcze gdy była tylko milusia a ja głupi myślałem że ona tak bezinteresownie taka sympatyczna jest, ot naiwny byłem. Cierpiałem przez wiele wiele czasu, prawie dwa lata, ale wiesz co? Chemia się skończyła i nigdy, nigdy więcej właściwie nie było już żalu z jej powodu. Potrafie czuć leciutki żal że nie miałem odwagi podejść i zagadać innych dziewczyn które mi się podobały, a nie czuje żalu że nie wyszło z dziewczyną która kochałem. Miłość czasami naprawdę jest ślepa, nie pozwala oceniać osoby taką jaką jest, a nie przez różowe okulary.
---
Drugi raz kiedy się zakochałem miał miejsce pod koniec 2019 i trwa niejako do dzisiaj. Jest parę podobieństw. Dziewczyna już od przynajmniej kilku miesięcy robiła wszystko żeby dać mi okazje do rozpoczęcia rozmowy (wówczas tak tego nie widzałem), ale dopiero w grudniu tak się złożyło że zaczęła naciskać bardziej, widzieliśmy się codziennie, nie odpuszczała po dwóch dniach jak wcześniej, szukała mojego wzroku, ja robiłem się zdenerwowany w jej obecności, wiedziałem że ona wie, i nie chciałem pokazać po mnie że jestem zestresowany jej obecnością, dlatego podjąłem wyzwanie i też patrzyłem jej w oczy, utrzymywałem wzrok... i stało się. Potem oczywiście schemat się powtórzył, niestety. Ja się zesrałem no bo cholera... jestem prawiczkiem, może być tak że nie wyjdzie, i jakoś nie uśmiechała mi się perspektywa żeby dowiedziała się cała firma. Od maja 2020 zaczęła chodzić z innym gościem, w lipcu go rzuciła, nie zareagowałem, wróciła do niego, potem znowu zerwała, i tak w kółko, i tak to trwa do dzisiaj. Do jesieni 2020 jedyne co czułem to wielki wielki smutek, żal, i poczucie winny. Ale potem wszystko się zmieniło.
Byłem w kiepskiej kondycji, i dostałem prawie ataku paniki w jej obecności. Pierwszy raz, nie byłem w stanie tego dnia nałożyć maski. I potem zdarzyło się drugi raz. Wcześniej plotkowali czy nie jestem gejem, teraz nagle ludzie w pracyzaczęli plotkować czy czasami nie boje się kobiet, czy czasami nie jestem prawiczkiem. Gdyby wtedy odpuściła to bym pewnie żałował tej miłości do dzisiaj. Ale nie odpuściła. Zaczęła naciskać - w sensie pojawiam się i masz możliwość żeby zacząć mnie adorować, nie że ona coś zagadywała - oczywiście dalej byłem za bardzo przestraszony, więc zaczęła cykl, znowu wróciła do tego chłopaka... i wtedy zacząłem rozumieć. Nie chodziło o to że ona była niepewna mojego uczucia, tylko że jesteśmy z innej planety. Ona mnie nie rozumie i oczekuje ode mnie rzeczy których nie mogłem dać. Wtedy zacząłem się odkochiwać. Tak się to ciągnie do dzisiaj. Pewnie pomogła że akurat chłopaka z którym chodzi i wraca znam od 2016 i on nie jest całkowicie z mojej bajki, nie przypadł mi do gustu niemal od początku. Ergo, prawdopodobnie pod względem charakteru nie mam nic wspólnego z tą dziewczyną.
Kilka tygodni temu byłem w fatalnej kondycji, myślałem że miłość mam już za sobą, ale znowu zacząłem czuć wielki żal. Co gorsza zacząłem czuć się wyjątkowo niepewnie, staro, nieatrakcyjnie, bez nadziei. Ona też już dziwnie się zachowywała, przychodziła na kilka minut - ona jest z biura ja w magazynie, więc widzimy się tylko kiedy ona chce - nie było reakcji to tego samego dnia była z powrotem z chłopakiem, a po dwóch dniach już z nim zrywała. Jednego dnia byłem już mega poirytowany, widziałem ją chwile wcześniej po kilku tygodniach przerwy, czułem jak gniew we mnie wzbiera, i skomentowałem komuś że czuje się oszukany i bla bla. Wiedziałem że to nie zostanie między nami, cała firma o tym huczy od miesięcy, ja udaje głupka zazwyczaj. Taką huśtawkę emocji mam już od miesięcy. Nazajutrz jej chłopak był wniebowzięty, jeden z nieprzychylnych mi ludzi wręcz mi z uśmiechem "no i się skończyło". To był piątek.
Początkowo czułem wielki smutek bo w dalszym ciągu jestem od niej uzależniony psychicznie, ale jednocześnie zacząłem czuć... myśląc że to już koniec i nic nie mogę zrobić czyt. zawalić, poczułem, ulgę. Ok skończyło się, czas na zimno wyciągnąć wnioski, i patrzeć w przyszłość. Na tyle mi się poprawiło że w poniedziałek, trochę jako formę przeprosin, zakończenie z klasą, znowu otworzyłem buzie. Powiedziałem, że nie zawaliłem w tamtym tygodniu, tylko ponad rok wcześniej, że nie byłem przygotowany, że wiem że to moja wina, i tak dalej. To miała być taka forma przeprosin i pożegnanie.
No więc nie było, bo dziewczyna znowu zaczęła mnie szukać już następnego dnia, przychodzić to jadalni w godzinach kiedy jestem ja, itd. To było w tamtym tygodniu. Obiecałem sobie że tym razem nie mogę jej unikać bo znowu wróci żal i poczucie winny, ale też nie mogę siebie samooszukiwać. Nie jestem w dalszym ciągu przygotowany na związek, na cokolwiek co implikuje bliskość emocjonalną i fizyczną. Ok, chce żebym na nią zwracał uwagę zrobię to, a kiedy będzie okazja żeby jej wyjaśnić, opowiedzieć trochę dlaczego tak się zachowuje to to zrobię. Ale jakoś nie było okazji, zacząłem widzieć ją codziennie, znowu na siebie patrzymy, raz włączyłem się do dyskusji jak rozmawiała z kimś, innym razem zainicjowałem rozmowę, o dup*e maryji, ale nie było okazji do spowiedzi. Z takimi rzeczami nie można wyskoczyć ot tak. Żeby miały sens musi być odpowiedni kontekst i atmosfera. W tym tygodniu jestem na wakacjach więc jej nie widziałem. Nie wiem czego się spodziewać. Mimo tego wszystkiego mój proces odkochiwania się nie zatrzymał, huśtawka emocji trwa. Nic nie powiedziałem, ale w piątek przed wyjściem z pracy dostałem strasznego doła, nic nie powiedziałem, próbowałem ukryć, ale ludzi, także nieżyczliwi, zauważyli że nie byłem zbytnio euforyczny. Raz tak się zdarzyło, i uznała że jej nie kocham, i wróciła do chłopaka. Więc może też tak być że już jest koniec, i rozmowa nie będzie potrzebna.
I pewnie dlatego czuje że ja przestaje już ją kochać mimo wszystko i że i tak jest za późno żeby coś z nią spróbować. Ja już jej nie ufam, i myślę że ona mi też nie. Poza tym rzuciła tego gościa milion razy w przeciągu roku. Spróbować z nią jest mega ryzykowne, jak okaże się klapą to może wiedzieć cała firma. Wyobraźmy sobie że dojdzie do zbliżenia, będę mega zdenerwowany, i nie będę w stanie. I co wtedy? Potraktuję mnie jak tego gościa? Skomentuję ludziom z pracy? Ogromne ryzyka za miłość która i tak już przygasa.
Ta pierwsza miłość - miałem wtedy 17 lat - to w ogóle była empatyczna inaczej. Przykładowa sytuacja, w tym momencie już jej żyłka pękała od jakiegoś czasu że jeszcze nie zacząłem jej adorować, idę do szkoły, tak się złożyło że idzie kilka metrów za mną z kolegą, kolegą mówi jej na tyle głośno żebym usłyszał że jestem gejem (w wulgarny sposób), ta sobie chichota, hihi haha. A potem co? Oczywiście przez cały dzień ją potem zlewam z większym zapałem niż dotychczas - co zrozumiałe tamtego dnia byłem nie tylko wystraszony, ale i obrażony - a ona biedna zaskoczona, i wielce smutna. Na koniec roku szkolnego praktycznie CAŁA klasa, z wyjątkiem kilku bliższych mi osób, dosłownie na mnie patrzeć nie mogła, mimo że przed tym wszystkim byli super sympatyczni. Bo wielki dupek ze mnie, a ona taka biedna. Oczywiście że w klasie był inny koleś po uszy w niej zakochany, a ona traktowała go podmiotowa jak mebel, ale to nic z tego. Faceta najwyraźniej można. Czy Ona naprawdę myślała że obrócenie wszystkich których może przeciw mnie, i mając w świadomości że ma chłopaka z którym wraca i zrywa według potrzeby - wiedziała że byłem prawiczkiem bo jak jeszcze nie doszło do tych godów to jej to powiedziałem, co ją wielce zaskoczyły "aleee dlaczego?" - to mnie skłoni do czego właściwie? Naprawdę nie prościej było sama zainicjować temat?
Zakochałem się jeszcze gdy była tylko milusia a ja głupi myślałem że ona tak bezinteresownie taka sympatyczna jest, ot naiwny byłem. Cierpiałem przez wiele wiele czasu, prawie dwa lata, ale wiesz co? Chemia się skończyła i nigdy, nigdy więcej właściwie nie było już żalu z jej powodu. Potrafie czuć leciutki żal że nie miałem odwagi podejść i zagadać innych dziewczyn które mi się podobały, a nie czuje żalu że nie wyszło z dziewczyną która kochałem. Miłość czasami naprawdę jest ślepa, nie pozwala oceniać osoby taką jaką jest, a nie przez różowe okulary.
---
Drugi raz kiedy się zakochałem miał miejsce pod koniec 2019 i trwa niejako do dzisiaj. Jest parę podobieństw. Dziewczyna już od przynajmniej kilku miesięcy robiła wszystko żeby dać mi okazje do rozpoczęcia rozmowy (wówczas tak tego nie widzałem), ale dopiero w grudniu tak się złożyło że zaczęła naciskać bardziej, widzieliśmy się codziennie, nie odpuszczała po dwóch dniach jak wcześniej, szukała mojego wzroku, ja robiłem się zdenerwowany w jej obecności, wiedziałem że ona wie, i nie chciałem pokazać po mnie że jestem zestresowany jej obecnością, dlatego podjąłem wyzwanie i też patrzyłem jej w oczy, utrzymywałem wzrok... i stało się. Potem oczywiście schemat się powtórzył, niestety. Ja się zesrałem no bo cholera... jestem prawiczkiem, może być tak że nie wyjdzie, i jakoś nie uśmiechała mi się perspektywa żeby dowiedziała się cała firma. Od maja 2020 zaczęła chodzić z innym gościem, w lipcu go rzuciła, nie zareagowałem, wróciła do niego, potem znowu zerwała, i tak w kółko, i tak to trwa do dzisiaj. Do jesieni 2020 jedyne co czułem to wielki wielki smutek, żal, i poczucie winny. Ale potem wszystko się zmieniło.
Byłem w kiepskiej kondycji, i dostałem prawie ataku paniki w jej obecności. Pierwszy raz, nie byłem w stanie tego dnia nałożyć maski. I potem zdarzyło się drugi raz. Wcześniej plotkowali czy nie jestem gejem, teraz nagle ludzie w pracyzaczęli plotkować czy czasami nie boje się kobiet, czy czasami nie jestem prawiczkiem. Gdyby wtedy odpuściła to bym pewnie żałował tej miłości do dzisiaj. Ale nie odpuściła. Zaczęła naciskać - w sensie pojawiam się i masz możliwość żeby zacząć mnie adorować, nie że ona coś zagadywała - oczywiście dalej byłem za bardzo przestraszony, więc zaczęła cykl, znowu wróciła do tego chłopaka... i wtedy zacząłem rozumieć. Nie chodziło o to że ona była niepewna mojego uczucia, tylko że jesteśmy z innej planety. Ona mnie nie rozumie i oczekuje ode mnie rzeczy których nie mogłem dać. Wtedy zacząłem się odkochiwać. Tak się to ciągnie do dzisiaj. Pewnie pomogła że akurat chłopaka z którym chodzi i wraca znam od 2016 i on nie jest całkowicie z mojej bajki, nie przypadł mi do gustu niemal od początku. Ergo, prawdopodobnie pod względem charakteru nie mam nic wspólnego z tą dziewczyną.
Kilka tygodni temu byłem w fatalnej kondycji, myślałem że miłość mam już za sobą, ale znowu zacząłem czuć wielki żal. Co gorsza zacząłem czuć się wyjątkowo niepewnie, staro, nieatrakcyjnie, bez nadziei. Ona też już dziwnie się zachowywała, przychodziła na kilka minut - ona jest z biura ja w magazynie, więc widzimy się tylko kiedy ona chce - nie było reakcji to tego samego dnia była z powrotem z chłopakiem, a po dwóch dniach już z nim zrywała. Jednego dnia byłem już mega poirytowany, widziałem ją chwile wcześniej po kilku tygodniach przerwy, czułem jak gniew we mnie wzbiera, i skomentowałem komuś że czuje się oszukany i bla bla. Wiedziałem że to nie zostanie między nami, cała firma o tym huczy od miesięcy, ja udaje głupka zazwyczaj. Taką huśtawkę emocji mam już od miesięcy. Nazajutrz jej chłopak był wniebowzięty, jeden z nieprzychylnych mi ludzi wręcz mi z uśmiechem "no i się skończyło". To był piątek.
Początkowo czułem wielki smutek bo w dalszym ciągu jestem od niej uzależniony psychicznie, ale jednocześnie zacząłem czuć... myśląc że to już koniec i nic nie mogę zrobić czyt. zawalić, poczułem, ulgę. Ok skończyło się, czas na zimno wyciągnąć wnioski, i patrzeć w przyszłość. Na tyle mi się poprawiło że w poniedziałek, trochę jako formę przeprosin, zakończenie z klasą, znowu otworzyłem buzie. Powiedziałem, że nie zawaliłem w tamtym tygodniu, tylko ponad rok wcześniej, że nie byłem przygotowany, że wiem że to moja wina, i tak dalej. To miała być taka forma przeprosin i pożegnanie.
No więc nie było, bo dziewczyna znowu zaczęła mnie szukać już następnego dnia, przychodzić to jadalni w godzinach kiedy jestem ja, itd. To było w tamtym tygodniu. Obiecałem sobie że tym razem nie mogę jej unikać bo znowu wróci żal i poczucie winny, ale też nie mogę siebie samooszukiwać. Nie jestem w dalszym ciągu przygotowany na związek, na cokolwiek co implikuje bliskość emocjonalną i fizyczną. Ok, chce żebym na nią zwracał uwagę zrobię to, a kiedy będzie okazja żeby jej wyjaśnić, opowiedzieć trochę dlaczego tak się zachowuje to to zrobię. Ale jakoś nie było okazji, zacząłem widzieć ją codziennie, znowu na siebie patrzymy, raz włączyłem się do dyskusji jak rozmawiała z kimś, innym razem zainicjowałem rozmowę, o dup*e maryji, ale nie było okazji do spowiedzi. Z takimi rzeczami nie można wyskoczyć ot tak. Żeby miały sens musi być odpowiedni kontekst i atmosfera. W tym tygodniu jestem na wakacjach więc jej nie widziałem. Nie wiem czego się spodziewać. Mimo tego wszystkiego mój proces odkochiwania się nie zatrzymał, huśtawka emocji trwa. Nic nie powiedziałem, ale w piątek przed wyjściem z pracy dostałem strasznego doła, nic nie powiedziałem, próbowałem ukryć, ale ludzi, także nieżyczliwi, zauważyli że nie byłem zbytnio euforyczny. Raz tak się zdarzyło, i uznała że jej nie kocham, i wróciła do chłopaka. Więc może też tak być że już jest koniec, i rozmowa nie będzie potrzebna.
I pewnie dlatego czuje że ja przestaje już ją kochać mimo wszystko i że i tak jest za późno żeby coś z nią spróbować. Ja już jej nie ufam, i myślę że ona mi też nie. Poza tym rzuciła tego gościa milion razy w przeciągu roku. Spróbować z nią jest mega ryzykowne, jak okaże się klapą to może wiedzieć cała firma. Wyobraźmy sobie że dojdzie do zbliżenia, będę mega zdenerwowany, i nie będę w stanie. I co wtedy? Potraktuję mnie jak tego gościa? Skomentuję ludziom z pracy? Ogromne ryzyka za miłość która i tak już przygasa.