15 Maj 2021, Sob 9:28, PID: 842555
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Maj 2021, Sob 11:36 przez Danna.)
(12 Maj 2021, Śro 19:16)Ciasteczko napisał(a): Studia też rzuciłaś przez problemy z ludźmi?
Jak terapeuta podchodzi do Twojego problemu? Bardzo mnie to ciekawi, zwłaszcza, że jak sama mówisz, terapia niewiele tu zmienia.
Ja pracować mogę, ale u mnie jest taki problem, że nie radze sobie z... nie wiem jak to nazwać.. jak ktoś szacunku mi w robocie nie okazuje. Jakieś urojnienia mi sę zaraz włączają, że znowu się nade mną znęcać będą i uciekam z roboty. Z jednej pracy w Niemczech doslownie uciekłam (wyszłam z zakładu), bo baba jakaś stara w nerwach mnie szarpać za fartuch zaczęła, bo czegoś tam nie rozumiałam. Jak mam lepszy początek w pracy i problemy pojawiają się później, to potrafię się stawiać i prowokować, w końcu pracodawca sam ma mnie dość, ne przedłuża umowy lub daje wypowiedzenie. Podejrzewam, że ja sobie nie bardzo z przeszłością poradziłam, bo po ostatnim wylocie z roboty, miałam miesiącami (de facto do teraz mam, ale dzisiaj jest wyjątkowo dobrze) zepsuty nastrój, dziwne objawy, wyłączanie się i koszmary po nocach. Miałam też w międzyczasie samookaleczenia i myśli samobójcze.
Jedne studia, trudniejsze, rzuciłam przez to, że nie radziłam sobie z presją i stresem. Było dużo wystąpień publicznych oraz ustnych wypowiedzi. Dodatkowo ciągle porównywałam się z innymi i uważałam się wiecznie za gorszą, co z perspektywy czasu uważam, za głupie, bo raz - radziłam sobie dobrze, dwa - inne osoby, dużo gorzej radzące sobie, skończyły te studia. Ja ogólnie często w życiu przez niską samoocenę sama siebie skreślałam, jest to cecha osobowości unikającej. Na tych studiach miałam też duże problemy na praktykach, które wymagały kontaktów społecznych. Po tych praktykach bardzo mocno wjechała mi myśl, że nie odnajdę się w pracy po studiach.
Drugie studia rzuciłam przez depresję i myśli, dotyczące tego, że ja wcale tych studiów nie lubię i na pewno nie poradzę sobie w zawodzie, który po nich uzyskam. Znowu na studiach radziłam sobie dobrze (nawet stypendium rektora wpadło), a ja poddałam się swoim chorym myślom, że się nie nadaję, zamiast po prostu wytrwać i mieć chociaż ten głupi papier. Studium zawodowe rzuciłam z tego samego powodu, co drugie studia - w pewnym momencie włączymy mi się myśli, że zupełnie nie dam rady w przyszłym zawodzie. Oczywiście to były szczegółowe fantazje na temat tego, jakie czynności będę wykonowała w danym zawodzie.
Na każdym kierunku przychodził też czas bardzo obniżonego nastroju, izolacji od nawiązanych znajomości, unikania zajęć. Oczywiście im dłużej taki stan trwał, tym ciężej było powrócić do normalności, a depresja zamiast ustępować, tylko się pogłębiała.
Na terapii na pewno zrozumiałam wiele zniekształceń poznawczych i mechanizmów obronnych, które stosowałam latami. Niektóre z nich udało mi się zminimalizować. Myślę, że terapia cbt bardzo mi pomogła w tym względzie, dlatego nadal ją kontynuuję. Nie liczę jednak na wielkie zmiany w kwestii podejścia do pracy. Moja terapeutka do tej pory nie sugerowała mi, jakiej pracy mogłabym szukać. Pracowałyśmy na terapii nad zmianą sposobu myślenia. Terepeutka uświadamiała mi, jak bardzo myśli mają wpływ na emocję, zachowanie, a nawet na samopoczucie fizyczne. Analizowałyśmy moją codzienność. Celem terapii było podjęcie przeze mnie pracy, co się udało. Teraz na terapii omawiamy kwestię mojego poddania się i poczucia porażki (jestem na l4, ale wiem, że złożę wypowiedzenie). Na ostatniej sesji powiedziałam terapeutce wprost, że uważam, że jestem w sytuacji bez wyjścia, bo nie widzę siebie w totalnie żadnej pracy. Poprosiłam ją, żeby może zasugerowała mi pracę, która byłaby dobra dla introwertyka i neurotyka, bo przecież tacy ludzi też istnieją, a gdzieś pracują. Rzuciła pomysł pracy w bibliotece. Pomysł dobry, ale przyjmują tam głównie z wyższym. Przejrzałam szybko oferty pracy w mieście i jest jedna, oczywiście dla osoby z wyższym humanistycznym.
Nawiązując do Twojej wypowiedzi, ja też zupełnie nie radzę sobie z brakiem szacunku w pracy. U mnie jednak wystarczą szczegóły, np ktoś mnie skrytykuje, albo nie jest wobec mnie miły. Wtedy od razu włącza mi się poczucie gorszości i niedopasowania. Wiem oczywiście, że jest to głupie, bo jest to tylko praca i nie wszyscy muszą się lubić, a krytyka to normalna sprawa, ale moja psychika już wtedy świruje. Z tego względu cholernie boję się pracy, gdzie musiałabym przebywać w grupie ludzi, bo wiem, że od tego, jak te relacje się ułożą, zależy mój byt w tej pracy. Oczywiście dochodzi też kwestia tego, że praca sama w sobie musi być mało stresująca.