22 Lis 2020, Nie 15:30, PID: 832404
(22 Lis 2020, Nie 12:08)kartofel napisał(a): Przeraża mnie wizja bezrobocia. Miałam w swoim życiu niechlubny kilkumiesięczny okres, kiedy nie studiowałam i nie pracowałam. Uczyłam się wtedy tylko do dodatkowej matury. Czuję ciarki wstydu i nienawiść do siebie na samo wspomnienie tego czasu. Czemu nie poszłam do pracy? Przez fobię, oczywiście.
Nawet w wakacje po osiągnięciu pełnoletności czułam się okropnie, że nie pracuję. W końcu farmakoterapia ustabilizowała mnie na tyle, że znalazłam sobie banalne, głupie i bezsensowne zajęcie - ale coś tam zarobiłam + w końcu miałam pracę. Źle ją wspominam, ale dala mi poczucie sprawczości.
Mniej więcej od połowy studiów miałam ataki paniki na myśl, że skończę edukację i nikt mnie nigdzie nie zatrudni. Miałam w pamięci czas wspomniany na początku posta i okazało się to wystarczającą motywacją, żeby jak najszybciej znaleźć staż, praktyki, cokolwiek.
Teraz dodatkowo dochodzi bardzo poważna "motywacja" - muszę zarobić "na życie" (wszelkie opłaty, jedzenie i inne wydatki) i nie chcę, żeby ktokolwiek mi w tym pomagał (chyba, że by mi brakło na rachunek za coś ważnego). Chcę utrzymać całkowitą niezależność finansową.
Ja kiedys tez tam mialam, ze wstydzilam sie bezrobocia, bycie na zasilku czy pobieranie jakis swiadczen np. 500+ uwazalam za wstyd. Jak bylam na studiach to renta zapewniala mi, ze nie musze pracowac, a i tak pracy szukalam bo wstyd. Wszyscy moi znajomi,.ktorzy nie bylo na utrzymaniu rodzicow gdzies pracowali, to ja tez chcialam. A ze pracy znalezc nie moglam to czulam sie jak gowno.
Tak naprawde z takiej postawy skutecznie wyleczylo mnie pracowanie juz normalnie, na powaznie, na etacie. My z facetem wyjechalismu do Niemiec i stale prace zmieniamy praktycznie po paru miesiacach albo nawet krocej, bo zadna nam sie nie podoba. Albo traktuja coe jak debila, niewolnika i bialego murzyna, albo zajezdnia totalna. Ja tak sobie kursuje miedzy praca a lekarzami, bo kazda mi tutaj jakis uszczerbej na zdrowiu powodowala. Ja w mojej "nienawisci" do pracy wcale nir mam paradoksalnie na mysli niskich, glodowych stawek, ale prace ponad sily prze wiekszosc dnia/tygodnia co jest wrecz niewolnicze plus oczywiscie narzucane nadgodziny, ktorych odmowic nie mozesz (tylko w teorii, w praktycr rownie dobrze mozeszz zaczac szukac nowej roboty), traktowanie pracownikow niskiego szczebla jsk ludzi gorszego sortu (czesty brak szkolen, brsk mozliwosci awansu dla ludzi, ktorzy tego chca, tylko zalozenie, ze jak ktos poszedl na tasme to ma na tej tasmie stac kolejne 30 lat, mobbing w wielu firmach, zastraszanje ludzi i traktowanie ich jak debili) no plus oczywiscie niewolnicza mentalnosc wspilpracownikow, syndrom " groznego szefa pana i wladcy", tepienie tych, ktorzy sie wyrozniaja i chca cos zmoenic dla dobra ogolu, pozwalanie na wykorzystywanie sie.
Tyle, ze to chybs zalezy tez od tego gdzie sie mieszka bo w Polsce z jednej placy minimalnej nie dasz rady utrzynsc dwoch osob plus samochodu bedac na swoim. W Niemczech jest troche inaczej, bo rade dasz wszystko oplacic ale bedzie to no dziadowanie, kasy praktyczbie nic nie zostabie. My mamy jeszcze jakies oszczednosci wiec najgirzej nie jest, miesiac jakis minie zanim nie zaczniemy jechsc typowo z jednej wyplaty i dziadowac ake do tego czasu jednak liczw na zatrudnienie jakies. Moj chlopak te wkurzony tym, ze normalnej rpboty nie mozemy znalezc, wiec dal mi czas zebym na spokojnie czegos szukala dla nas i nie wysylala cv byle gdzie wiec tak robie. Wczoraj trafilam na ciekawa oferte: komisjonerka lekow, pracs na pol etatu ale stawka tak wysoka, ze zarabialibysmy jak za caly etat, godziny pracy ludzkie bo ani nie idzie sie do roboty jak wszysvy jeszcze spia, ani nie wychodzi sie jak ludzie ida wlasnie spac. Juz wyslalam cv i zobaczymy co bedzie.