20 Paź 2020, Wto 14:42, PID: 830500
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Paź 2020, Wto 14:54 przez Enigma23.)
(20 Paź 2020, Wto 13:46)BlankAvatar napisał(a): to jest niestety pseudoterapia czy pop-terapia bez żadnych solidnych podstaw teoretycznych i empirycznych, która była swego czasu (lata 80' czy 90') bardzo popularna za sprawą książki i programów telewizyjnych autora metody. Dzięki tego typu terapiom był przez pewien czas w USA hype na oskarżanie rodziców o gwałty i różne satanistyczne praktyki z udziałem dzieci, które zostały przypomniane ofiarom po tym jak "się skontaktowały ze swoim wewnętrznym dzieckiem i odzyskały wyparte wspomnienia" (oczywiście wszystko fikcja).
Na pierwszy rzut oka koncept jest nawet pociągający, jeśli potraktować "wewnętrzne dziecko" jako metaforę. Z takiego podejścia może nawet wynikać prozdrowotna postawa: "zlituj się trochę nad sobą", "miej do siebie trochę dystansu jak do dziecka, które potrzebuje cierpliwości i wytrwałości", "pokochaj siebie" - brzmi bardzo ładnie. Problem w tym, że zwolennicy podchodzą do tego na poważnie, jakby gdzieś tam w mózgu serio siedziało sobie małe dziecko z woreczkiem niewyrażonych emocji i zapomnianych traum, i jak tylko się ten woreczek rozpruje (oczywiście po pogłębionej zagłębiającej się w bezkresnej głębi głębokościowej terapii*) to wszystko się ułoży (czytaj katharsis 2.0).
*przy okazji podpowiedź: jak słyszycie, że jakaś terapia dociera głębiej do źródła ukrytego problemu, a inne to są "płytkie", to możecie z 95% pewnością trafności przyjąć, że to pseudoterapia.
Podobnie jest z podejściem do toksycznych zachowań bliskich. Z jednej strony, to dobrze by nauczyć się, że masz prawo się buntować, gdy rodzice zachowują się ujowo, ale tutaj znowu autorowi zabrakło umiaru i lubi zasugerować, że pod niefajnymi zachowaniami kryje się coś więcej (np. molestowanie seksualne w dzieciństwie, które zostało wyparte).
tym pseduo guru zawsze brakuje umiaru. Mają jakąś potrzebę bycia ekstremalnymi. Zięba nie może ci poradzić, żebyś jadł witaminę C w postaci jabłuszka lub kiszonej kapusty, bo to za mało ekstremalne. Jak witamina C to tylko w postaci wlewów dożylnych. Jak już się to stanie zbyt normalne, to pewnie będzie radził, by wlewać sobie bezpośrednio do mózgu.
A co jest chyba najgorsze w tych pseudoterapiach, to że nawet nie próbują koegzystować ze sprawdzonymi - zawsze muszą być w opozycji. Witaminę C wlewać sobie do mózgu można tylko taką kupioną u Zięby - ta z apteki jest oczywiście bezwartościowa. I tutaj widać, że się już udzieliło podobne podejście: zwykła terapia jest powierzchowna -w najlepszym razie - doraźna, no a terapia z dziecięcym guzem mózgu, to jest ta najgłębsza, bo trafiająca w sedno.
USA to kraj w którym wierzą w UFO więc nie dziwi mnie, że nie rozumieją metafory Czytając książkę ani razu nie odczułem się zachęcany przez autora do walki z rodzicami w sądzie czy coś takiego, przeciwnie, autor podkreśla, że nie chodzi o chęć zemsty ani nic takiego, jedynie do uznania krzywdy i spojrzenie na rodzica jak na człowieka a nie Boga którego musisz bezwzględnie szanować za samo to, że powołał cię do życia. Mało tego w wielu publikacja podkreśla, że należy zrozumieć, że rodzice doświadczyli podobnych krzywd w dzieciństwie. Uświadamia też w pewnym momencie książki, że granica między tym, że coś uważane jest za zdrowe lub za toksyczne jest bardzo cienka i w żadnym wypadku nie chodzi mu o poparcie dla jakichś rewolucji społeczności o obyczajowych. W stu procentach przemawia do mnie to co napisał o problemach w rodzinie, które przechodzą z pokolenia na pokolenie bo dotyczy to mnie. Moja mama sama ma lęk społeczny, oczywiście nigdy tego tak nie nazwie a ojciec jakiś kompleks dotyczący posłuszeństwa wobec starszych Zgadzam się, że osoba zaburzona ma wybitnie problemy ze stworzeniem związku. Jego programów nie widziałem ale domyślam się, że wyglądają jak te programy kaznodziejskie śmigające kiedyś w USA co tydzień, mimo to uważam, że ma rację w wielu kwestiach które powinny wg mnie być podstawą każdej terapii jak choćby to o czym pisałem wcześniej.
Co do tego, że ludzie traktują to dosłownie... Tacy potrzebują podwójnej terapii, albo jakiegoś doedukowania w sferze symboliki i metafor