02 Lis 2019, Sob 1:32, PID: 809460
Poimaginujmy. Zabawmy się. Spróbuję. W dużym uproszczeniu.
Jestem w stałym związku, bo przelotne są dla mnie nudne, płytkie jak kałuża. Partnerka właśnie mi oznajmia, że miałaby ochotę poeksperymentować z innymi facetami. Plask, dostaję w twarz pierwszy liść. Nie wystarczam? Wiem, że szału nie ma, ale nie staram się wystarczająco? Nie jest usatysfakcjonowana? To już chyba nie jest tylko kryzys. Może najpierw pogadajmy o tym, co można poprawić w naszych kontaktach, mogłem coś ostatnio pomijać, odpuszczać, święty nie jestem. "Nie, to nie chodzi o Ciebie, tylko o mnie, potrzebuję się sprawdzić, odmienić, ciekawi mnie to". Plask, drugi liść. Bo przecież to jest nasze, takie bliskie, wyjątkowe, bo nie pozwoliłbym nikomu dotykać siebie tak, jak to robi Ona. Bo to dla mnie ważne, nie po to przeszliśmy przez te długie początki, pomału się odkrywając, żeby teraz tak to potraktować luźno. Ale! Ok. Wiem, że nie jesteśmy ze sobą z przypadku, może jednak warto spróbować? Choćby po to, żeby przekonać się ile to "nasze" jest warte. Nie mogę też być takim egoistą, w końcu sam swoje jazdy mam. Znosi je cierpliwie. "Jak Ci Siakiś smakuje dzisiejsza kolacja? Co? Aaaa, było nieźle, trochę obolała jestem" albo alternatywna wersja, jeszcze lepsza. "Smakuje Ci? Zdrowe, niepryskane, takie naturalne, wiesz. Mhm. Co? Nie, wolałabym o tym nie rozmawiać". To już nie liść, tylko porządny bochen prosto w ryj... I chyba na tym skończę. Bardzo trudny temat. Z jednej strony ciągotka, żeby trzymać kogoś ważnego blisko siebie, z drugiej świadomość, że związek to cały czas dwie różne osoby, które próbują iść razem w określonym kierunku. Mając z tyłu głowy swoje własne cele, marzenia, pragnienia. Obawiam się, że to by nie przetrwało w MOIM przypadku. Jeśli komuś to odpowiada, a przecież istnieją swingersi, to spoko. Nie moje łóżko, nie moje sprawy, nie moje zmartwienia.
Bo jeśli mówimy o świadomym wdepnięciu w taką znajomość, wiedząc od początku, co robimy, to krótko. "Nie, dziękuję, życzę powodzenia. Wierzę, że są ludzie, którzy będą w stanie tak żyć, ale nie ja, przykro mi".
Co kieruje ludźmi, żeby iść w tego typu zachowania? Nie mam pojęcia. Przydałaby się odpowiedź kogoś, kto w takim frywolnym związku żyje.
Jestem w stałym związku, bo przelotne są dla mnie nudne, płytkie jak kałuża. Partnerka właśnie mi oznajmia, że miałaby ochotę poeksperymentować z innymi facetami. Plask, dostaję w twarz pierwszy liść. Nie wystarczam? Wiem, że szału nie ma, ale nie staram się wystarczająco? Nie jest usatysfakcjonowana? To już chyba nie jest tylko kryzys. Może najpierw pogadajmy o tym, co można poprawić w naszych kontaktach, mogłem coś ostatnio pomijać, odpuszczać, święty nie jestem. "Nie, to nie chodzi o Ciebie, tylko o mnie, potrzebuję się sprawdzić, odmienić, ciekawi mnie to". Plask, drugi liść. Bo przecież to jest nasze, takie bliskie, wyjątkowe, bo nie pozwoliłbym nikomu dotykać siebie tak, jak to robi Ona. Bo to dla mnie ważne, nie po to przeszliśmy przez te długie początki, pomału się odkrywając, żeby teraz tak to potraktować luźno. Ale! Ok. Wiem, że nie jesteśmy ze sobą z przypadku, może jednak warto spróbować? Choćby po to, żeby przekonać się ile to "nasze" jest warte. Nie mogę też być takim egoistą, w końcu sam swoje jazdy mam. Znosi je cierpliwie. "Jak Ci Siakiś smakuje dzisiejsza kolacja? Co? Aaaa, było nieźle, trochę obolała jestem" albo alternatywna wersja, jeszcze lepsza. "Smakuje Ci? Zdrowe, niepryskane, takie naturalne, wiesz. Mhm. Co? Nie, wolałabym o tym nie rozmawiać". To już nie liść, tylko porządny bochen prosto w ryj... I chyba na tym skończę. Bardzo trudny temat. Z jednej strony ciągotka, żeby trzymać kogoś ważnego blisko siebie, z drugiej świadomość, że związek to cały czas dwie różne osoby, które próbują iść razem w określonym kierunku. Mając z tyłu głowy swoje własne cele, marzenia, pragnienia. Obawiam się, że to by nie przetrwało w MOIM przypadku. Jeśli komuś to odpowiada, a przecież istnieją swingersi, to spoko. Nie moje łóżko, nie moje sprawy, nie moje zmartwienia.
Bo jeśli mówimy o świadomym wdepnięciu w taką znajomość, wiedząc od początku, co robimy, to krótko. "Nie, dziękuję, życzę powodzenia. Wierzę, że są ludzie, którzy będą w stanie tak żyć, ale nie ja, przykro mi".
Co kieruje ludźmi, żeby iść w tego typu zachowania? Nie mam pojęcia. Przydałaby się odpowiedź kogoś, kto w takim frywolnym związku żyje.