01 Lut 2018, Czw 1:47, PID: 728485
Heh, ja mam prawdopodobnie OU, jak chodziłam na terapię i zapytałam terapeutę, jak by mnie zdiagnozował, czy mam FS, to powiedział, że nie, raczej osobowość unikającą. Co ciekawe, nie ogarniałam tematu wtedy za bardzo i myślałam, że fobia to fobia i coś konkretnego i poczułam się jakoś dziwnie rozczarowana, że żadnych fobii nie mam i sobie problem wymyśliłam i pewnie przesadzam. Teraz wiem, że to nie tak, z tego, co rozumiem, to fobia to jest taki problem może nawet czasem intensywniejszy, ale bardziej powierzchowny. We mnie jakaś taka trudność w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi jest praktycznie wrośnięta, od dzieciństwa nie miałam przyjaciół, dobrych koleżanek, czułam się "mniej fajna", bo o ile kiedyś to mi przynajmniej w nauce świetnie szło, o tyle, jakby taką atrakcyjną dla innych osobą nie czułam się nigdy. Mam lepsze okresy, że jest łatwiej, i to nie tak, że unikam wszystkiego - w większości jak już mi się trafi okazja na jakieś spotkanie ze znajomymi, wyjazd czy coś, to jednak korzystam. Ale bardzo często wymaga to ode mnie przełamania jakiegoś oporu. Kontakt z ludźmi, zwłaszcza bardziej stresujący, mnie w pewien sposób wyczerpuje psychicznie, jest masa negatywnych myśli, które mi przepływają przez głowę, i czasem zdaję sobie nawet na jakimś poziomie sprawę, że to nieracjonalne, ale za trudno z nimi walczyć.
Ale o tym można by gadać i gadać, a to nie na temat za bardzo.
Jak już wyżej ktoś wspomniał, również podoba mi się Twoje podejście, fajnie, że nie odnosisz się z uprzedzeniem, że nie skreślasz kogoś, starasz się zrozumieć, ale też nie bierzesz jakichś usprawiedliwień totalnie na ślepo. Myślę, że mimo wszystko nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, i zwalać wszystkiego na OU. Tym bardziej, że - no nie jestem ekspertem i absolutnie nie mówię, że u osoby z takim zaburzeniem nie może tak być - ale raczej jakoś bardzo mocno zaawanasowana, sztandarowa osobowość unikająca to chyba nie jest, skoro facet ma kilka związków za sobą, dziecko, jest śmiały i robi super wrażenie na pierwszej randce... Dla mnie takie rzeczy są nie do pomyślenia, trudno mi zrobić dobre pierwsze wrażenie... I tak ogólniej to też dalej trudno mi się wypowiedzieć o tej sytuacji, bo sama to nigdy nie zabrnęłam na tyle daleko w jakieś relacje, żeby umieć sobie wyobrazić, jak bym się w niej zachowywała. No wiem, że zdarza mi się uciekać, jak mam jakiś problem, którego bardzo się wstydzę. Jak np. wisiała nade mną wizja, że nie zdążę obronić dyplomu wraz ze znajomymi, to wtedy rezygnowałam ze spotkań i nie chciałam mówić, o co chodzi. Aczkolwiek nikt się aż tak nie dobijał do mnie, gdybym czuła, że komuś naprawdę zależy, i mnie nie będzie oceniał, to myślę, że bym powiedziała. W każdym razie, zmierzam chyba jednak do tego, żebyś myślała o sobie. Fajnie jest dać komuś szansę, drugą szansę, ale zastanów się, czy ten facet nie dostaje za wielu szans. Skoro ma dziecko, to musi być osobą w jakimś stopniu odpowiedzialną, i życie od niego pewnie nieraz wymaga, żeby nie uciekał, więc może wobec Ciebie też tego nie robi. Ja na przykład bym się na dziecko w takim miejscu, w jakim jestem teraz, w życiu nie zdecydowała, a jednak z drugiej strony myślę, że zależałoby mi na tym, żeby nikogo nie wodzić za nos, nie ranić. Jeżeli dawałaś mu poczucie, że może z Tobą szczerze porozmawiać, że nie odrzucasz go... To miał tym mniejsze usprawiedliwienie, żeby zachowywać się w ten sposób.
I w ogóle tak... To, że nagle przestał dzwonić, pisać - to okej, mogę zrozumieć, nawet że mu się włączyła jakaś faza typu: chcę zakopać się w dziurze, nie wychylać z niej nosa i nie mieć kontaktu z nikim!!! Ja czasem tak mam, choć jak mi na kimś zależy, to z reguły i tak nie uciekam tak totalnie. To, że NIE ODBIERAŁ i IGNOROWAŁ wielokrotne próby kontaktu - już gorzej. Myślę, że jakby ktoś tak wobec mnie naciskał na kontakt, i był to dla mnie ktoś ważny, to nie unikałabym w nieskończoność, nie chciałabym, żeby ta osoba się o mnie martwiła, siedziała i się zastanawiała. No ale niech tam.
Ale że potem sobie nagle wziął i życzenia wysłał ni stąd ni zowąd?
???
No nie wiem, jak sobie wyobrażam taką sytuację, że jestem z jakąś osobą w bliskiej relacji, nagle urywam kontakt, uciekam bez żadnego wyjaśnienia, to po pierwsze mam wrażenie, że już bym się paliła ze wstydu totalnie i byłoby mi śmiertelnie głupio i bym nie odnawiała kontaktu, żeby nie zawracać tej osobie głowy, a nawet jak już bym miała to zrobić, to nie robiłabym to przez wysłanie jakiegoś głupiego sms-a z życzeniami. Tylko przepraszałabym, zapytała, czy możemy porozmawiać, tłumaczyła. A nie jak gdyby nigdy nic wysłała życzenia, miesiąc przerwy - i potem kolejne.
No więc cóż. Nie masz obowiązku być wielkoduszną samarytanką i oferować szans każdemu. Wierzę, że osoby z zaburzeniami psychicznymi itp. jak najbardziej mogą być wartościowe i tworzyć satysfakcjonujące związki. I miło by było, żeby potencjalni partnerzy wykazywali chęć zrozumienia, okazywali wsparcie, a nie uprzedzenie. Ale to nie daje taryfy ulgowej na wszystko. Zastanów się, czy jesteś w stanie się pogodzić, że takie zachowania się będą u tego mężczyzny pojawiać. Czy będziesz potrafiła to zaakceptować. Bo skoro tak zrobił raz, dwa, to trudno mieć jednak pewność, że tak się na pewno już więcej nie stanie. Tym bardziej, że mówi coś takiego, że się nie angażuje tak jak Ty. Z jednej strony można szukać drugiego dna, ale z drugiej strony... Może naprawdę się nie angażuje? Możesz tak dłuższy czas trwać w takiej niewiedzy, na niepewnym gruncie, a sama się zaangażować i potem cierpieć. A wydajesz się sympatyczną i wartościową osobą i życzę Ci jak najlepiej
No, ale to tylko takie moje przemyślenia, każdy może mieć inaczej, no i jestem raczej odwrotnością eksperta w tych tematach, nastolatką już nie jestem, zero randek itp. na koncie, a moje życie uczuciowe dotychczas ograniczało się do potajemnego wzdychania do bliższych kolegów. No bo akurat w jakimś nowo poznanym gościu z ciekawszą facjatą (co prawda wielu ich nie poznaję) to nie mogę się zauroczyć, o nie, tylko najlepiej w kimś, kogo znam już parę lat, regularnie spotykam, mam grupę wspólnych znajomych i zero pomysłów, co by tu zrobić, żeby pozbyć się złudzeń, ale jednocześnie nie wykreować sytuacji na tyle niezręcznej, że będę miała ochotę uciec do innego kraju ze wstydu; nie mówiąc już o konkluzji, że i tak się do związków pewnie nie nadaję).
Ale o tym można by gadać i gadać, a to nie na temat za bardzo.
Jak już wyżej ktoś wspomniał, również podoba mi się Twoje podejście, fajnie, że nie odnosisz się z uprzedzeniem, że nie skreślasz kogoś, starasz się zrozumieć, ale też nie bierzesz jakichś usprawiedliwień totalnie na ślepo. Myślę, że mimo wszystko nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, i zwalać wszystkiego na OU. Tym bardziej, że - no nie jestem ekspertem i absolutnie nie mówię, że u osoby z takim zaburzeniem nie może tak być - ale raczej jakoś bardzo mocno zaawanasowana, sztandarowa osobowość unikająca to chyba nie jest, skoro facet ma kilka związków za sobą, dziecko, jest śmiały i robi super wrażenie na pierwszej randce... Dla mnie takie rzeczy są nie do pomyślenia, trudno mi zrobić dobre pierwsze wrażenie... I tak ogólniej to też dalej trudno mi się wypowiedzieć o tej sytuacji, bo sama to nigdy nie zabrnęłam na tyle daleko w jakieś relacje, żeby umieć sobie wyobrazić, jak bym się w niej zachowywała. No wiem, że zdarza mi się uciekać, jak mam jakiś problem, którego bardzo się wstydzę. Jak np. wisiała nade mną wizja, że nie zdążę obronić dyplomu wraz ze znajomymi, to wtedy rezygnowałam ze spotkań i nie chciałam mówić, o co chodzi. Aczkolwiek nikt się aż tak nie dobijał do mnie, gdybym czuła, że komuś naprawdę zależy, i mnie nie będzie oceniał, to myślę, że bym powiedziała. W każdym razie, zmierzam chyba jednak do tego, żebyś myślała o sobie. Fajnie jest dać komuś szansę, drugą szansę, ale zastanów się, czy ten facet nie dostaje za wielu szans. Skoro ma dziecko, to musi być osobą w jakimś stopniu odpowiedzialną, i życie od niego pewnie nieraz wymaga, żeby nie uciekał, więc może wobec Ciebie też tego nie robi. Ja na przykład bym się na dziecko w takim miejscu, w jakim jestem teraz, w życiu nie zdecydowała, a jednak z drugiej strony myślę, że zależałoby mi na tym, żeby nikogo nie wodzić za nos, nie ranić. Jeżeli dawałaś mu poczucie, że może z Tobą szczerze porozmawiać, że nie odrzucasz go... To miał tym mniejsze usprawiedliwienie, żeby zachowywać się w ten sposób.
I w ogóle tak... To, że nagle przestał dzwonić, pisać - to okej, mogę zrozumieć, nawet że mu się włączyła jakaś faza typu: chcę zakopać się w dziurze, nie wychylać z niej nosa i nie mieć kontaktu z nikim!!! Ja czasem tak mam, choć jak mi na kimś zależy, to z reguły i tak nie uciekam tak totalnie. To, że NIE ODBIERAŁ i IGNOROWAŁ wielokrotne próby kontaktu - już gorzej. Myślę, że jakby ktoś tak wobec mnie naciskał na kontakt, i był to dla mnie ktoś ważny, to nie unikałabym w nieskończoność, nie chciałabym, żeby ta osoba się o mnie martwiła, siedziała i się zastanawiała. No ale niech tam.
Ale że potem sobie nagle wziął i życzenia wysłał ni stąd ni zowąd?
???
No nie wiem, jak sobie wyobrażam taką sytuację, że jestem z jakąś osobą w bliskiej relacji, nagle urywam kontakt, uciekam bez żadnego wyjaśnienia, to po pierwsze mam wrażenie, że już bym się paliła ze wstydu totalnie i byłoby mi śmiertelnie głupio i bym nie odnawiała kontaktu, żeby nie zawracać tej osobie głowy, a nawet jak już bym miała to zrobić, to nie robiłabym to przez wysłanie jakiegoś głupiego sms-a z życzeniami. Tylko przepraszałabym, zapytała, czy możemy porozmawiać, tłumaczyła. A nie jak gdyby nigdy nic wysłała życzenia, miesiąc przerwy - i potem kolejne.
No więc cóż. Nie masz obowiązku być wielkoduszną samarytanką i oferować szans każdemu. Wierzę, że osoby z zaburzeniami psychicznymi itp. jak najbardziej mogą być wartościowe i tworzyć satysfakcjonujące związki. I miło by było, żeby potencjalni partnerzy wykazywali chęć zrozumienia, okazywali wsparcie, a nie uprzedzenie. Ale to nie daje taryfy ulgowej na wszystko. Zastanów się, czy jesteś w stanie się pogodzić, że takie zachowania się będą u tego mężczyzny pojawiać. Czy będziesz potrafiła to zaakceptować. Bo skoro tak zrobił raz, dwa, to trudno mieć jednak pewność, że tak się na pewno już więcej nie stanie. Tym bardziej, że mówi coś takiego, że się nie angażuje tak jak Ty. Z jednej strony można szukać drugiego dna, ale z drugiej strony... Może naprawdę się nie angażuje? Możesz tak dłuższy czas trwać w takiej niewiedzy, na niepewnym gruncie, a sama się zaangażować i potem cierpieć. A wydajesz się sympatyczną i wartościową osobą i życzę Ci jak najlepiej
No, ale to tylko takie moje przemyślenia, każdy może mieć inaczej, no i jestem raczej odwrotnością eksperta w tych tematach, nastolatką już nie jestem, zero randek itp. na koncie, a moje życie uczuciowe dotychczas ograniczało się do potajemnego wzdychania do bliższych kolegów. No bo akurat w jakimś nowo poznanym gościu z ciekawszą facjatą (co prawda wielu ich nie poznaję) to nie mogę się zauroczyć, o nie, tylko najlepiej w kimś, kogo znam już parę lat, regularnie spotykam, mam grupę wspólnych znajomych i zero pomysłów, co by tu zrobić, żeby pozbyć się złudzeń, ale jednocześnie nie wykreować sytuacji na tyle niezręcznej, że będę miała ochotę uciec do innego kraju ze wstydu; nie mówiąc już o konkluzji, że i tak się do związków pewnie nie nadaję).