12 Gru 2017, Wto 10:53, PID: 720281
Też często czuję się jak dziecko, takie niezaradne życiowo, które musi być ciągle prowadzone za rękę. Wiem, że robię postępy i powoli uczę się samodzielności, jednak patrząc na to, co inni w moim wieku robią, utrzymuje się we mnie to poczucie, że jestem jak dziecko, które niczego nie doświadczyło i jest gdzieś w tyle starając się dogonić swoich rówieśników. Czuję, że brakuje mi czegoś, co mają inni i co sprawia, że są zdolni do pracy, studiowania, wynajmowania mieszkania itp.
Myślę, że każdemu może tu pomóc co innego. Ja np. nie miałam nadopiekuńczych rodziców, wręcz przeciwnie - byłam bardziej pozostawiona bez opieki, ale mimo to siedziałam ciągle zamknięta w domu, odcięta od świata i rówieśników, prawie nigdzie sama nie chodziłam. Nie miałam w sobie poczucia odpowiedzialności, nienawidziłam zakazów czy nakazów. Nie rozumiałam, że coś "muszę" zrobić. Między innymi dlatego trudno było mi się odnaleźć w środowisku pracy - tam przecież jestem pozostawiona sama sobie, jak ktoś mi zwróci uwagę, że coś zrobiłam źle to nikt mnie nie obroni. Teraz jednak pracuję od kilku miesięcy, więc można powiedzieć, że jest trochę lepiej z tym braniem odpowiedzialności za siebie i swoje życie. A co mi pomogło? Chyba trochę wszystkiego... Chodziłam na terapię, jednak zakończyłam ją jakoś w tym okresie jak zaczęłam pracować. Byłam tak wykończona pracą i złym samopoczuciem, że nie miałam siły chodzić jeszcze na terapię, musiałam więc jakoś sama sobie radzić. Biorę też udział w pewnym projekcie, który zajmuje się szeroko rozumianą pomocą młodzieży i mam tam asystenta, z którym mogę rozmawiać praktycznie o wszystkim. Myślę, że to mi w dużej mierze pomogło się usamodzielnić i uwierzyć, że mam siłę, żeby coś zrobić ze swoim życiem. Posiadanie takiej osoby spoza rodziny, która Cię wspiera w twoich pomysłach, która Cię nie wyręcza, tylko motywuje, żeby samemu się podjęło działanie - to chyba coś, co najbardziej mi pomogło.
No i miałam też dość wszystkiego, co mnie otaczało, mojej rodziny, przeszłości, dotychczasowego życia, bierności. Dotąd tkwiłam w tym poczuciu beznadziejności, bezradności - bardzo mnie to dołowało i złościło, jednak gdy (z pomocą terapeuty, asystenta) zobaczyłam, że mogę i potrafię coś zrobić, zmienić - dało mi to poczucie siły, które chyba do teraz mnie utrzymuje i jakoś pcha do przodu.
Także myślę, że jest to na tyle indywidualna sprawa, że to, co jednemu może pomóc, komuś innemu może zaszkodzić. Niektórym pomoże odcięcie się od rodziny, wyjechanie na studia czy do pracy do innego miasta, a ktoś inny kompletnie się nie odnajdzie w takiej sytuacji, załamie się psychicznie i wróci do punktu wyjścia.
Myślę, że każdemu może tu pomóc co innego. Ja np. nie miałam nadopiekuńczych rodziców, wręcz przeciwnie - byłam bardziej pozostawiona bez opieki, ale mimo to siedziałam ciągle zamknięta w domu, odcięta od świata i rówieśników, prawie nigdzie sama nie chodziłam. Nie miałam w sobie poczucia odpowiedzialności, nienawidziłam zakazów czy nakazów. Nie rozumiałam, że coś "muszę" zrobić. Między innymi dlatego trudno było mi się odnaleźć w środowisku pracy - tam przecież jestem pozostawiona sama sobie, jak ktoś mi zwróci uwagę, że coś zrobiłam źle to nikt mnie nie obroni. Teraz jednak pracuję od kilku miesięcy, więc można powiedzieć, że jest trochę lepiej z tym braniem odpowiedzialności za siebie i swoje życie. A co mi pomogło? Chyba trochę wszystkiego... Chodziłam na terapię, jednak zakończyłam ją jakoś w tym okresie jak zaczęłam pracować. Byłam tak wykończona pracą i złym samopoczuciem, że nie miałam siły chodzić jeszcze na terapię, musiałam więc jakoś sama sobie radzić. Biorę też udział w pewnym projekcie, który zajmuje się szeroko rozumianą pomocą młodzieży i mam tam asystenta, z którym mogę rozmawiać praktycznie o wszystkim. Myślę, że to mi w dużej mierze pomogło się usamodzielnić i uwierzyć, że mam siłę, żeby coś zrobić ze swoim życiem. Posiadanie takiej osoby spoza rodziny, która Cię wspiera w twoich pomysłach, która Cię nie wyręcza, tylko motywuje, żeby samemu się podjęło działanie - to chyba coś, co najbardziej mi pomogło.
No i miałam też dość wszystkiego, co mnie otaczało, mojej rodziny, przeszłości, dotychczasowego życia, bierności. Dotąd tkwiłam w tym poczuciu beznadziejności, bezradności - bardzo mnie to dołowało i złościło, jednak gdy (z pomocą terapeuty, asystenta) zobaczyłam, że mogę i potrafię coś zrobić, zmienić - dało mi to poczucie siły, które chyba do teraz mnie utrzymuje i jakoś pcha do przodu.
Także myślę, że jest to na tyle indywidualna sprawa, że to, co jednemu może pomóc, komuś innemu może zaszkodzić. Niektórym pomoże odcięcie się od rodziny, wyjechanie na studia czy do pracy do innego miasta, a ktoś inny kompletnie się nie odnajdzie w takiej sytuacji, załamie się psychicznie i wróci do punktu wyjścia.