26 Lis 2020, Czw 22:33, PID: 832653
Mieszkam na zadupiu z dala od cywilizacji, a że jestem tylko po LO i w moim wieku (bliżej do 30 niż 20) nie mam doświadczenia w żadnej pracy, to oczywiście nikt nie chce mnie zatrudnić. (Też bym nie ufała takiej osobie na miejscu pracodawcy...) Dziesiątki wysłanych CV, kilka rozmów o pracę, które były tylko stratą czasu... Nikt nie chciał dać mi szansy.
Wzbraniałam się strasznie przed pracą na kasie, bo zupełnie do tego się nie nadaję, jestem za słaba psychicznie i fizycznie. Ale teraz jestem w takiej sytuacji, że MUSZĘ podjąć pracę jak najszybciej. A tu co się okazuje? To ja tu się zaczynam godzić z tym, że będę musiała iść na kasę w markecie, przygotowuję się psychicznie... a wszystkie markety nagle przestają wstawiać ogłoszenia o pracę :/ (No, jest jeszcze jeden fastfood, ale tam kiedyś byłam na rozmowie i nie chcę się upodlić idąc tam znowu... A zresztą słyszałam, że byli pracownicy mają o nim tylko złe opinie.)
Sama już nie wiem, co gorsze: dalszy ciąg tej wegetacji i w końcu śmierć z braku środków do życia, czy może pójście do pracy, niekończąca się harówa, ciągłe bycie na skraju wytrzymałości psychicznej i fizycznej, ciągłe upokorzenia, miliony powodów do płaczu dziennie, ostre bóle brzucha codziennie rano, i ostatecznie ciężkie załamanie nerwowe? (Jakby co, to są moje doświadczenia z ostatnich lat szkoły. Może trochę podkręcone, ale przecież w pracy może być tylko gorzej. :))
Wzbraniałam się strasznie przed pracą na kasie, bo zupełnie do tego się nie nadaję, jestem za słaba psychicznie i fizycznie. Ale teraz jestem w takiej sytuacji, że MUSZĘ podjąć pracę jak najszybciej. A tu co się okazuje? To ja tu się zaczynam godzić z tym, że będę musiała iść na kasę w markecie, przygotowuję się psychicznie... a wszystkie markety nagle przestają wstawiać ogłoszenia o pracę :/ (No, jest jeszcze jeden fastfood, ale tam kiedyś byłam na rozmowie i nie chcę się upodlić idąc tam znowu... A zresztą słyszałam, że byli pracownicy mają o nim tylko złe opinie.)
Sama już nie wiem, co gorsze: dalszy ciąg tej wegetacji i w końcu śmierć z braku środków do życia, czy może pójście do pracy, niekończąca się harówa, ciągłe bycie na skraju wytrzymałości psychicznej i fizycznej, ciągłe upokorzenia, miliony powodów do płaczu dziennie, ostre bóle brzucha codziennie rano, i ostatecznie ciężkie załamanie nerwowe? (Jakby co, to są moje doświadczenia z ostatnich lat szkoły. Może trochę podkręcone, ale przecież w pracy może być tylko gorzej. :))