05 Wrz 2013, Czw 20:19, PID: 362493
Hej. Właśnie zapisałam sie do waszego forum. Zainteresowalo mnie to bo też coś takiego przeżywam.
2 lata temu stracilam prace którą naprawdę lubiłam, wrecz kochałam do niej chodzic mimo ciagłego ruchu i 5x 12 w ciągu tygodnia, ludzie byli super, atmosfera itd. Niestety tak jak mowilam, przez wlasna glupote ja stracilam. Potem bujalam sie po 2 miesiace albo po miesiac w innych pracach ktore usilnie próbowalam znalesc, niestety bez skutku z różnych powodów m.in przez lęk. Zaczęlam bać się ludzi, bac sie nawet kazdej pochwaly którą mi przyznawali, bałam sie wszystkich którzy do mnie cokolwiek mówili. Leczyłam sie nawet na depresje bo moj facet nie mogl zniesc tego ze nie ma pracy dla mnie, ciagle na mnie krzyczal a ja mialam dosc. Nie chcialam już zyc, ale postanowilam dac sobie szanse i zaczelam sie leczyc. Znalazlam dzieki tej terapii prace w hurtowni, ale niestety z koncem sierpnia szef zmniejszyl mi etat, tlumaczyl to oszczednosciami. Musialam znowu znalesc sobie cos innego. No i znalazlam myslalam ze dobra prace w firmie ktora funkcjonuje dosc dlugo i jest stabilna. Na poczatku nawet sie ucieszylam. Pracuje od poniedzialku i kazdy dzienw tej pracy jest dla mnie koszmarem...we wtorek przed praca mialam okropny bol brzucha bylam chyba z 10 razy w WC...nie potrafilam opanowac swoich nerwow, trzeslam sie i bylam blada. Jak tam poszlam to modliłam sie zeby juz wybila ta 22... nienawidze tej pracy, jest tam straszny nieogar, zero jakiegokolwiek NORMALNEGO przeszkolenia, ludzie patrzący sie na ciebie jak na UFO i ty wołający o pomoc do nieba. Wiem że trzeba pracować - to mi kazdy powtarza, moj chlopak mowi ze ja tam mam tylko pracowac i olewac ich wszystkich. Ale ja juz chyba tak nie umiem....od momentu stracenia tamtej ukochanej pracy, stałam się inna...boję się ludzi...już nie lubię wychodzic nawet do znajomych tak jak kiedyś, wolę być sama, boję się kazdego slowa skierowanego do mnie...ciężko jest mi znalesc nową pracę, nowe życie, nową siebie...a ja tak bardzo chcę żyć...i oddychać kolorowym tlenem i barwami tych pięknych chwil. Nie potrafię....i nie wiem co się ze mną dzieje....Jeśli ktokolwiek potrafi mi pomóc, jakoś wesprzeć...będę wdzięczna....
2 lata temu stracilam prace którą naprawdę lubiłam, wrecz kochałam do niej chodzic mimo ciagłego ruchu i 5x 12 w ciągu tygodnia, ludzie byli super, atmosfera itd. Niestety tak jak mowilam, przez wlasna glupote ja stracilam. Potem bujalam sie po 2 miesiace albo po miesiac w innych pracach ktore usilnie próbowalam znalesc, niestety bez skutku z różnych powodów m.in przez lęk. Zaczęlam bać się ludzi, bac sie nawet kazdej pochwaly którą mi przyznawali, bałam sie wszystkich którzy do mnie cokolwiek mówili. Leczyłam sie nawet na depresje bo moj facet nie mogl zniesc tego ze nie ma pracy dla mnie, ciagle na mnie krzyczal a ja mialam dosc. Nie chcialam już zyc, ale postanowilam dac sobie szanse i zaczelam sie leczyc. Znalazlam dzieki tej terapii prace w hurtowni, ale niestety z koncem sierpnia szef zmniejszyl mi etat, tlumaczyl to oszczednosciami. Musialam znowu znalesc sobie cos innego. No i znalazlam myslalam ze dobra prace w firmie ktora funkcjonuje dosc dlugo i jest stabilna. Na poczatku nawet sie ucieszylam. Pracuje od poniedzialku i kazdy dzienw tej pracy jest dla mnie koszmarem...we wtorek przed praca mialam okropny bol brzucha bylam chyba z 10 razy w WC...nie potrafilam opanowac swoich nerwow, trzeslam sie i bylam blada. Jak tam poszlam to modliłam sie zeby juz wybila ta 22... nienawidze tej pracy, jest tam straszny nieogar, zero jakiegokolwiek NORMALNEGO przeszkolenia, ludzie patrzący sie na ciebie jak na UFO i ty wołający o pomoc do nieba. Wiem że trzeba pracować - to mi kazdy powtarza, moj chlopak mowi ze ja tam mam tylko pracowac i olewac ich wszystkich. Ale ja juz chyba tak nie umiem....od momentu stracenia tamtej ukochanej pracy, stałam się inna...boję się ludzi...już nie lubię wychodzic nawet do znajomych tak jak kiedyś, wolę być sama, boję się kazdego slowa skierowanego do mnie...ciężko jest mi znalesc nową pracę, nowe życie, nową siebie...a ja tak bardzo chcę żyć...i oddychać kolorowym tlenem i barwami tych pięknych chwil. Nie potrafię....i nie wiem co się ze mną dzieje....Jeśli ktokolwiek potrafi mi pomóc, jakoś wesprzeć...będę wdzięczna....