17 Maj 2017, Śro 9:59, PID: 701926
Fakt faktem istnieje coś takiego jak przynależność do danej grupy choć nie każdy pewnie zda egzamin na bycie jej ''członkiem''. Od dzieciństwa miałam gdzieś taki podział, nigdy nie należałam do żadnej grupy i nie lubiłam szufladkowania, a starałam się należeć do wszystkich. Mając już kilka lat zauważamy pierwsze podziały, a kto jak nie dzieci są szczere do bólu pod tym względem. Zawsze lgniemy do tych co są ładniejsi, lepiej ubrani, wyglądają na pewnych siebie i silnych, tak już głupio mamy zakodowane. To nic, że taka osoba może reprezentować dno totalne i tak znajdą się osobniki, które za nią pójdą. To jest główny powód dlaczego nigdy nie zależało mi na przynależności do jakiejś grupy, ludzie są obłudni i egoistyczni, a relację traktują na zasadzie ''co ja mogę z tego mieć'', na dodatek większość to zera mentalne, mówiące tylko o sobie, rozpieszczone do granic możliwości i nie potrafiące lub nie chcące zauważyć osoby innej (niekoniecznie gorszej) niż ona sama. Takie podziały widzę od dzieciństwa i zauważam również teraz. Nigdy chyba nie byłam 100% członkiem żadnej grupy, jestem dosyć niezależna i szczera do bólu więc nie wszystkim się to podoba, na dodatek nie lubię spotykać się i rozmawiać o dup*e marynie, bo innych tematów po prostu ludzie nie mają. Owszem faceci jeszcze czasem lubią rozmawiać o sporcie, który mnie wybitnie nie interesuje, a koleżanki wiadomo ciuchy, makijaż, dzieci czyli tematy, które dla mnie również mogłyby nie istnieć. Nie lubię też chamstwa i wywyższania się, a jednocześnie potrafię wyrazić swoje zdanie i lubię reprezentować własny styl, by nie być zaszufladkowaną. Kosztowało mnie to bardzo wiele, ale jednak udało mi się znaleźć grupę, w której w miarę dobrze się czuję jednak podziałów nie da się uniknąć, raz jestem w centrum uwagi, innym razem na uboczu (chyba częściej), nie wszystkim podoba się, iż jestem obcokrajowcem o całkowicie niekiedy odmiennych poglądach, w grupie nie wolno się wyróżniać, bo cię rozdziobią kruki i wrony, zwłaszcza wspaniałe koleżanki ale tak już jest i albo się integrujemy albo odcinamy mając gdzieś przyjęte normy, u mnie to chyba działa jak wahadło, raz mam ochotę się zaszyć i nie wychodzić, innym razem brakuje mi rozmowy z drugą osobą, obecnie chyba zaczynam uczyć się tej przynależności do grupy i bycia jednostką społeczną, co czasem jest mega trudne, jednak Hiszpanie to bardzo wylewni ludzie i czasem akceptują zupełnie odmienne jednostki takie jak ja. Dla mnie jedyna rada to akceptacja tego co jest i nie szukanie na siłę przyjaciół ''od serca''.