27 Wrz 2007, Czw 16:46, PID: 3221
Ja kiedyś dobrze znosiłem alkohol. Niby było wyluzowanie, trochę weselej, ale strasznie mi się język i myśli plątały. Film nigdy mi się nie urwał mimo, że kumplom już dawno. Wiele razy też nie byłem spity. Objawów kacowych prawie nie miałem, lekkie pragnienie następnego dnia. Nie specjalnie potrzebowałem alkoholu, żeby się lepiej bawić. Jak dla mnie żadna rewelacja. Piłem z głupoty i dla towarzystwa. Aż przestał mi służyć. Mając kwas aldehydowy w organiźmie następnego dnia czułem jakbym umierał. Teraz 50-tki (wina) nie wypiję, żeby nie mieć somatycznych objawów lęku.