20 Sty 2018, Sob 16:13, PID: 726647
Kiedy kreuje się Nasz charakter ?
Jestem jaki jestem, od kiedy pamiętam, wszystko powstało gdzieś tam kiedyś, pomieszały się geny i już. Hmm.. od kiedy pamiętam.. czyli jakoś od podstawówki, a co było wcześniej ?
Od kiedy pamiętam, ojciec posiada umiejętność krytyki wobec mojej osoby. Niczego co zrobiłem, co powiedziałem, nie akceptował. Każda moja próba życia po swojemu, kończyła się na „wykładzie o życiu”, w jego mniemaniu do mobilizacji mojego życia „w jego stylu”. Będąc osobą, która powinna być dla młodego człowieka autorytetem, zakłuł mi w głowę „wzór” człowieka - osoby bezwzględnie krytycznie podchodzącej do innych. Mając kilka lat, wchodząc w samodzielne życie towarzyskie - czytaj wyjścia do innych dzieci na boisko, płac zabaw - miałem w głowie taki „wzór”. Pojawił się w głowie lęk przed innymi ludźmi, choć tak na prawdę tych ludzi nie znałem.. Trwająca tak „przemoc”, brak akceptacji jego do moich zachowań, ciągła krytyka i to błędne koło - bojaźń, że inni są tacy jak on - doprowadziła mnie do „zamknięcia się” w czterech ścianach. Była to próba zminimalizowania jakiegokolwiek „nadprogramowego/dodatkowego” działania z mojej strony, celem ograniczenia możliwości udzielania „dobrych rad” i „lekcji z życia” w jego wykonaniu. Można nabrać do tego wszystkiego dystansu, ignorować „przemówienia”, jednak duża cześć usłyszanych słów - tym bardziej od „najbliższej” osoby - wchodzi w głowę..
Czasem dla świętego spokoju próbowałem zaakceptować to, co mówił - żeby oszczędzić sobie nerwy - przytakiwałem, robiłem co mówił - to był test, którego nie przeszedł. Zapominając chwilę o jednym, szybko znalazł inną rzecz, o której musiał się wypowiedzieć negatywnie.
Spytałem go ostatnio czy nie potrafi się po prostu ugryźć w język, odpuścić sobie już to prześladowanie psychiczne i porozmawiać jak człowiek z człowiekiem.. zamknął się na dwa dni, tyle wytrzymał i zaczął od nowa..
Patrząc na to życie, w którym „osiągnąłem” co musiałem - czytaj mam skończoną szkołę i pracuje - szkoda zmarnowanego czasu..
Jestem jaki jestem, od kiedy pamiętam, wszystko powstało gdzieś tam kiedyś, pomieszały się geny i już. Hmm.. od kiedy pamiętam.. czyli jakoś od podstawówki, a co było wcześniej ?
Od kiedy pamiętam, ojciec posiada umiejętność krytyki wobec mojej osoby. Niczego co zrobiłem, co powiedziałem, nie akceptował. Każda moja próba życia po swojemu, kończyła się na „wykładzie o życiu”, w jego mniemaniu do mobilizacji mojego życia „w jego stylu”. Będąc osobą, która powinna być dla młodego człowieka autorytetem, zakłuł mi w głowę „wzór” człowieka - osoby bezwzględnie krytycznie podchodzącej do innych. Mając kilka lat, wchodząc w samodzielne życie towarzyskie - czytaj wyjścia do innych dzieci na boisko, płac zabaw - miałem w głowie taki „wzór”. Pojawił się w głowie lęk przed innymi ludźmi, choć tak na prawdę tych ludzi nie znałem.. Trwająca tak „przemoc”, brak akceptacji jego do moich zachowań, ciągła krytyka i to błędne koło - bojaźń, że inni są tacy jak on - doprowadziła mnie do „zamknięcia się” w czterech ścianach. Była to próba zminimalizowania jakiegokolwiek „nadprogramowego/dodatkowego” działania z mojej strony, celem ograniczenia możliwości udzielania „dobrych rad” i „lekcji z życia” w jego wykonaniu. Można nabrać do tego wszystkiego dystansu, ignorować „przemówienia”, jednak duża cześć usłyszanych słów - tym bardziej od „najbliższej” osoby - wchodzi w głowę..
Czasem dla świętego spokoju próbowałem zaakceptować to, co mówił - żeby oszczędzić sobie nerwy - przytakiwałem, robiłem co mówił - to był test, którego nie przeszedł. Zapominając chwilę o jednym, szybko znalazł inną rzecz, o której musiał się wypowiedzieć negatywnie.
Spytałem go ostatnio czy nie potrafi się po prostu ugryźć w język, odpuścić sobie już to prześladowanie psychiczne i porozmawiać jak człowiek z człowiekiem.. zamknął się na dwa dni, tyle wytrzymał i zaczął od nowa..
Patrząc na to życie, w którym „osiągnąłem” co musiałem - czytaj mam skończoną szkołę i pracuje - szkoda zmarnowanego czasu..