15 Maj 2017, Pon 22:55, PID: 701791
Ciężki temat. To i ja dodam coś od siebie.
Wyśmiewana byłam w podstawówce. Zapewne dlatego, że dawałam sobie wchodzić na głowę i nie miałam za grosz asertywności, umiejętności ripostowania itp.
Klasycznie, grupka dziewczyn, jedna - 'przewodnicząca grupki', która co jakiś czas (chyba z nudów) obrażała się za byle co, najczęściej padało na mnie. Podśmiechujki za plecami, obgadywanie, pisanie chamskich rzeczy na przerwie na tablicy klasowej na mój temat. Nie wiem czy to ja byłam taka słaba, czy to one takie mocne w swoim działaniu, ale już w 5-6 klasie miałam pierwsze myśli samobójcze, z tego właśnie powodu. Strach przed pójściem do szkoły.
Do tego dochodziła osiedlowa grupka dziewczyn (również z tej samej szkoły, tylko starszych o dwa lata), które wyśmiewały moją małomówność nazywając mnie tępakiem. Często specjalnie koczowały na mojej klatce, by zobaczyć jak się stresuję gdy je widzę, mam łzy w oczach. Na przerwach w szkole zastępowały mi drogę i przezywały mnie.
Podstawówka to był mój najgorszy koszmar.
Ale i jest ciąg dalszy - nieco bardziej optymistyczny.
1) "Przewodnicząca grupki" dziewczyn z klasy - po skończeniu podstawówki zakumplowałyśmy się (blok w blok mieszkałyśmy), sama nie wiem, jak to możliwe. Diametralnie zmieniła się po rozwodzie rodziców - jakby spokorniała. I wówczas to ja byłam bardziej pewna siebie, niż ona...
2) Będąc już w gimnazjum (zupełnie inne środowisko) byłam z koleżankami z klasy na łyżwach (słabo jeżdżę do tej pory, nie umiem hamować itp ). Na lodowisku spotkałam tamte dziewczyny z osiedla. Jeździły za mną specjalnie, podstawiały mi nogi, raz się wywaliłam. Sparaliżował mnie strach, nie chciałam jeździć. Ale wkur.. rzyłam się i jak je spotkałam w szatni to podeszłam i spytałam jedną "masz ze mną jakiś problem?!" (groźnym tonem). Tamta chyba była w szoku (że ja coś powiedziałam!) i milczała. Coś tam nagadałam żeby się odpier... I poszłam.
3) Z rok temu przypadkowo znalazłam na fb kolejną z nich. Patrzę, psychologię skończyła. Nosz kurde. Wysmarowałam jej prywatną wiadomość na temat tego, jak się mają jej studia do jej poczynań wobec mnie w przeszłości. Odpisała, przeprosiła, tłumaczenie w stylu "też miałam ciężkie dzieciństwo". Ale miałam satysfakcję, jakby rozprawiłam się z przeszłością.
Ale to wszystko wciąż się za mną ciągnie, boję się kobiet, boję się wchodzić z nimi w bliższe relacje, bo chyba mam w mózgu zakodowane, że dziewczyny udają miłe, a za plecami się śmieją i obgadują.
Wyśmiewana byłam w podstawówce. Zapewne dlatego, że dawałam sobie wchodzić na głowę i nie miałam za grosz asertywności, umiejętności ripostowania itp.
Klasycznie, grupka dziewczyn, jedna - 'przewodnicząca grupki', która co jakiś czas (chyba z nudów) obrażała się za byle co, najczęściej padało na mnie. Podśmiechujki za plecami, obgadywanie, pisanie chamskich rzeczy na przerwie na tablicy klasowej na mój temat. Nie wiem czy to ja byłam taka słaba, czy to one takie mocne w swoim działaniu, ale już w 5-6 klasie miałam pierwsze myśli samobójcze, z tego właśnie powodu. Strach przed pójściem do szkoły.
Do tego dochodziła osiedlowa grupka dziewczyn (również z tej samej szkoły, tylko starszych o dwa lata), które wyśmiewały moją małomówność nazywając mnie tępakiem. Często specjalnie koczowały na mojej klatce, by zobaczyć jak się stresuję gdy je widzę, mam łzy w oczach. Na przerwach w szkole zastępowały mi drogę i przezywały mnie.
Podstawówka to był mój najgorszy koszmar.
Ale i jest ciąg dalszy - nieco bardziej optymistyczny.
1) "Przewodnicząca grupki" dziewczyn z klasy - po skończeniu podstawówki zakumplowałyśmy się (blok w blok mieszkałyśmy), sama nie wiem, jak to możliwe. Diametralnie zmieniła się po rozwodzie rodziców - jakby spokorniała. I wówczas to ja byłam bardziej pewna siebie, niż ona...
2) Będąc już w gimnazjum (zupełnie inne środowisko) byłam z koleżankami z klasy na łyżwach (słabo jeżdżę do tej pory, nie umiem hamować itp ). Na lodowisku spotkałam tamte dziewczyny z osiedla. Jeździły za mną specjalnie, podstawiały mi nogi, raz się wywaliłam. Sparaliżował mnie strach, nie chciałam jeździć. Ale wkur.. rzyłam się i jak je spotkałam w szatni to podeszłam i spytałam jedną "masz ze mną jakiś problem?!" (groźnym tonem). Tamta chyba była w szoku (że ja coś powiedziałam!) i milczała. Coś tam nagadałam żeby się odpier... I poszłam.
3) Z rok temu przypadkowo znalazłam na fb kolejną z nich. Patrzę, psychologię skończyła. Nosz kurde. Wysmarowałam jej prywatną wiadomość na temat tego, jak się mają jej studia do jej poczynań wobec mnie w przeszłości. Odpisała, przeprosiła, tłumaczenie w stylu "też miałam ciężkie dzieciństwo". Ale miałam satysfakcję, jakby rozprawiłam się z przeszłością.
Ale to wszystko wciąż się za mną ciągnie, boję się kobiet, boję się wchodzić z nimi w bliższe relacje, bo chyba mam w mózgu zakodowane, że dziewczyny udają miłe, a za plecami się śmieją i obgadują.