27 Paź 2016, Czw 20:14, PID: 589447
A u mnie na tle mojej edukacji to było to tak.
W podstawówce nawiązałam bliską znajomość z dwójką koleżanek z klasy. Nie byłam mega społeczna, ale nie odchodziłam od zdrowej normy.
Strasznie za to się posypałam w gimnazjum.
Nie odnalazłam się wśród nowych ludzi, strach mnie porażał, a oni widzieli jak się dziwnie przez to zachowuję. Zaczęło się nabijanie. Jedna z koleżanek na wstępie znalazła ciekawsze towarzystwo, druga podchwyciła zachowanie klasy. Pewnego pamiętnego poranka, kiedy weszłam z nią do szkoły usłyszałam "Po co to tu przyprowadzałaś? Schronisko jest po drugiej strony ulicy" itp. Naprawdę na początku klasa strasznie po mnie jeździła. Potem było lepiej, ale nabijali się do końca. Musiałam śmierdzieć ofiarą. Do tej pory nie rozumiem skąd u tych dzieciaków było tyle negatywnych emocji. Siedziałam spokojnie daleko od ludzi, a ktoś podchodził tylko po to by rzucić jakiś przezabawny komentarz mnie dotyczący Najgorsze jest to, że ich to potwornie śmieszyło i to jak nawzajem się nakręcali.
To śmieszne, ale tamte wyzwiska wryły mi się w psychikę. A powinnam je olać. Miałam wtedy naprawdę dosyć życia. Modliłam się, żeby spotkał mnie jakiś nieszczęsny wypadek. Nie potrafiłabym się wtedy zabić, ale strasznie chciałam to zakończyć. Moje oceny tragicznie się posypały. Przestało mi na czymkolwiek zależeć, nie robiłam nic, ale wychowawczyni bardzo chciała mi pomóc. I dzięki niej w sumie przeżyłam i skończyłam szkołę bez repetowania. Nawet dostałam się do niezłego LO.
A teraz będę już niedługo liceum kończyć (a przynajmniej mam taką nadzieję). Początek tej szkoły był trudny, ale nie padały już takie szczere wyzwiska. Poznałam dwie wycofane dziewczyny i dogadujemy się. Nie są to moje przyjaciółki, ale mam się do kogo odezwać
W podstawówce nawiązałam bliską znajomość z dwójką koleżanek z klasy. Nie byłam mega społeczna, ale nie odchodziłam od zdrowej normy.
Strasznie za to się posypałam w gimnazjum.
Nie odnalazłam się wśród nowych ludzi, strach mnie porażał, a oni widzieli jak się dziwnie przez to zachowuję. Zaczęło się nabijanie. Jedna z koleżanek na wstępie znalazła ciekawsze towarzystwo, druga podchwyciła zachowanie klasy. Pewnego pamiętnego poranka, kiedy weszłam z nią do szkoły usłyszałam "Po co to tu przyprowadzałaś? Schronisko jest po drugiej strony ulicy" itp. Naprawdę na początku klasa strasznie po mnie jeździła. Potem było lepiej, ale nabijali się do końca. Musiałam śmierdzieć ofiarą. Do tej pory nie rozumiem skąd u tych dzieciaków było tyle negatywnych emocji. Siedziałam spokojnie daleko od ludzi, a ktoś podchodził tylko po to by rzucić jakiś przezabawny komentarz mnie dotyczący Najgorsze jest to, że ich to potwornie śmieszyło i to jak nawzajem się nakręcali.
To śmieszne, ale tamte wyzwiska wryły mi się w psychikę. A powinnam je olać. Miałam wtedy naprawdę dosyć życia. Modliłam się, żeby spotkał mnie jakiś nieszczęsny wypadek. Nie potrafiłabym się wtedy zabić, ale strasznie chciałam to zakończyć. Moje oceny tragicznie się posypały. Przestało mi na czymkolwiek zależeć, nie robiłam nic, ale wychowawczyni bardzo chciała mi pomóc. I dzięki niej w sumie przeżyłam i skończyłam szkołę bez repetowania. Nawet dostałam się do niezłego LO.
A teraz będę już niedługo liceum kończyć (a przynajmniej mam taką nadzieję). Początek tej szkoły był trudny, ale nie padały już takie szczere wyzwiska. Poznałam dwie wycofane dziewczyny i dogadujemy się. Nie są to moje przyjaciółki, ale mam się do kogo odezwać