05 Cze 2015, Pią 1:14, PID: 448132
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Cze 2015, Pią 1:19 przez Extrovertus.)
Tamten dzień był wyjątkowy z tego względu, że od miesięcy unikałem jak tylko mogłem miejsc publicznych. Mój organizm odwykł od takich sytuacji. To była zbut duża nagła zmiana z dnia na dzień. Następnego dnia było już znacznie lepiej. Poszedłem na piechotę na uczelnię, bo wolałem uniknąc autobusu. Szedłem z półtorej godziny, ale nic szczególnie złego się nie działo. Nawet mi się to podobało, czułem kontakt z życiem miejskiem, ruchliwą energię miasta, od której odwykłem. Potraktowałem to jako eksperyment. Nic strasznego się nie wydarzyło. Z powrotem wracałem jednak znowu autobusem, ale tym razem było już znacznie lepiej. Powoli zacząłem się przyzwyczajać i przypominać sobie jak to było kiedyś kiedy tak często jeździłem autobusami i tramwajami. Dużo pracy jeszcze przede mną do wykonania, ale nie brakuje pozytywów. Czasami nawet lubię swoje problemy.
Zauważyłem bardzo ważną rzecz, jak jechałem autobusem - biłem się z własnymi myślami. Walczyłem z natrętnymi myślami. To świadczy o silnie utrwalonych irracjonalnych nawykach myślowych. Obserwałem konflikt zachodzący wewnątrz mnie, pomiędzy racjonalną a irracjonalną częścią mojej osobowości. Wydaje mi się, że zrobiłbym pierwszy poważny krok ku wyjściu z mojego permanentnego stanu lękowego, gdybym zażegnał ten właśnie wewnętrzny konflikt i powstrzymał powracające natręctwa, których często nawet nie potrafię dostrzec i odróżnić od tej trzeźwej części mnie.
U psychologa byłem wiele razy, u psychiatry też byłem. W jakimś stopniu mi to pomogło, ale żadnego przełomu nie wniosło to do mojego życia ( wiem, że to co jest najważniejsze zawsze zależy ostatecznie ode mnie! ).
Pomaga mi jedna rzecz w sczególności: staram wykrzesać z siebie miłość i być możliwie jak najbardziej pozytywnie nastawiony do świata ( nieważne jaki on jest ). Staram się być pozytywną zmianą ( nieważne co się dzieje! ). Cokolwiek by się nie działo, pod koniec jestem gotowy pojednać się ze wszystkimi i wybaczyć ludziom ich wady. Może kogoś z was to zainspiruje, ale piękno naprawdę jest we wszystkim i w każdym! Jakkolwiek by na to nie patrzeć, mogę znaleźć dużo powodów do radości. Jeśli pod koniec złego dnia, potrafisz wybaczyć sobie i innym i wstać następnego dnia z uznaniem dla siebie i dla innych, to naprawdę JEST Z TOBĄ W PORZĄDKU.
Zauważyłem bardzo ważną rzecz, jak jechałem autobusem - biłem się z własnymi myślami. Walczyłem z natrętnymi myślami. To świadczy o silnie utrwalonych irracjonalnych nawykach myślowych. Obserwałem konflikt zachodzący wewnątrz mnie, pomiędzy racjonalną a irracjonalną częścią mojej osobowości. Wydaje mi się, że zrobiłbym pierwszy poważny krok ku wyjściu z mojego permanentnego stanu lękowego, gdybym zażegnał ten właśnie wewnętrzny konflikt i powstrzymał powracające natręctwa, których często nawet nie potrafię dostrzec i odróżnić od tej trzeźwej części mnie.
U psychologa byłem wiele razy, u psychiatry też byłem. W jakimś stopniu mi to pomogło, ale żadnego przełomu nie wniosło to do mojego życia ( wiem, że to co jest najważniejsze zawsze zależy ostatecznie ode mnie! ).
Pomaga mi jedna rzecz w sczególności: staram wykrzesać z siebie miłość i być możliwie jak najbardziej pozytywnie nastawiony do świata ( nieważne jaki on jest ). Staram się być pozytywną zmianą ( nieważne co się dzieje! ). Cokolwiek by się nie działo, pod koniec jestem gotowy pojednać się ze wszystkimi i wybaczyć ludziom ich wady. Może kogoś z was to zainspiruje, ale piękno naprawdę jest we wszystkim i w każdym! Jakkolwiek by na to nie patrzeć, mogę znaleźć dużo powodów do radości. Jeśli pod koniec złego dnia, potrafisz wybaczyć sobie i innym i wstać następnego dnia z uznaniem dla siebie i dla innych, to naprawdę JEST Z TOBĄ W PORZĄDKU.