18 Lut 2015, Śro 20:06, PID: 434540
Cytat:Mózg nie potrafi obserwować sam siebie. Nie ma żadnego nerwu, który wychodziłby z mózgu i zagłębiał się w nim z powrotem, żeby diagnozować w samym sobie stan depresji.Czyli ludzie nie mają prawa wiedzieć że coś się z nimi dzieje nie tak.
Fakt że ludzie podejrzewają u siebie depresję - bo widzą jakieś jej objawy - i szukają pomocy w kierunku zmieniania tego stanu rzeczy świadeczy wystarczająco o tym, że można siebie obserwować i że można stwierdzać czy stan psychiki się pogarsza bądź polepsza.
Cytat:A po wyjściu z depresji można odczuwać większy ból, niż ją mając.To po co ją leczyć?
A może się jeszcze na temat wypowiem.
Chodziłem kiedyś do psychiatry i psychologa. Trochę mi to pomagało, chociaż nie mam prawa tego wiedzieć.
Ogólnie fobia społęczna to u mnie nie jest problem, ee, główny, raczej pewien objaw, który z biegiem lat słabnie. Zresztą robiłem sobie ostatnio test Leibowitza, mam chyba najniższy wynik w historii tego forum (22, a jak tu się pojawiłem to było ponad 100) - gwoli wyjaśnienia, siedzę tu z przyzwyczajenia.
Nie potrafię wyjaśnić w jaki sposób silny lęk społeczny z którym tu przyszedłem się zmniejszył; może chodzi o to, że przypadkiem trafiłem w środowisko ludzi z którymi byłem w stanie się trochę "zsocjalizować" i nauczyć pewnych zachowań (nieświadoma terapia grupowa, heh, kto wie), chociaż dalej mam problemy z kontaktami. Prawdopodobnie wynikają z pewnego wycofania wynikającego z róznych niefajnych doświadczeń i z dzieciństwa, z niskiej samooceny oraz kompleksów, które staram się jakoś usuwać na zasadzie zastanawiania się co mi we mnie przeszkadza i zmieniania tego. Bardzo mi w tym pomogła/pomaga aktywnośc fizyczna (rower, bieganie, domowa siłownia, takie tam).
Przerabiałem ciężkie depresje, myśli samobójcze i tak dalej. Aktualnie czuję się nieźle, na pewno lepiej niż kilka lat temu, chociaż mogłoby być lepiej - może ma to związek z pogodą, zawsze gorzej na jesień i zimę reagowałem. A może, co też wydaje mi się prawdopdobne, wiąże się z koniecznością pewnych zmian w życiu które zrobić w końcu będę musiał, a na które chwilowo nie mogę się zebrać.
Leków, jak uważam, nie potrzebuję, natomiast rozważam sobie czasami - ale bardzo luźno - psychologa. Nie wydaje mi się, żebym był na etapie w którym jest mi on niezbędny. Jeśli nie uda się to, co planuję - tzn czynione kroki w stronę poprawy samooceny, samopoczucia itp. nie dadzą efektów, ale na razie uważam że dają - to się pomyśli o specjaliście. Za często zauważam sytuacje, że z kimś rozmawiam i słyszę w odpowiedzi że wymyślam sobie problemy, albo że widzę je jako poważniejsze niż są.
Póki co swoje nastawienie określam jako umiarkowanie optymistyczne. Tendencja jest IMO wzrostowa.