07 Gru 2008, Nie 0:03, PID: 98845
Margot napisał(a):Mozecie podrywac facetów, sporo jest takich, ktorych to lubi. Jak tak piszecie, ze kobieta ma czekac na krok faceta, to zastanawiam sie, w ktorym wieku zyje.Zgadzam się, jest dużo kobiet które przejmują inicjatywę, nikogo już to nie dziwi.
Margot napisał(a):Uważam, ze w tej kwestii faceci maja gorzej, bo to na nich spoczywa presja, zeby zrobic pierwszy krok, jak nie potrafia to nie maja nic, a jak kobiety nie potrafia, to zawsze ktos do nich moze podejsc - myslac stereotypowo.W przypadku fobików trochę się to "kto ma gorzej" wyrównuje. Co z tego że nie muszę podrywać skoro reaguję paniką (myśli "o czym będziemy rozmawiać" "rozczaruje się mną" "pomyśli że jestem nudna") na jakiekolwiek objawy zainteresowaną moją osobą, ewentualnie zaraz podejrzewam że robi sobie ze mnie jaja.
Bardzo podobał mi się kiedyś kolega z roku, za+ przystojny. Spotkał mnie gdy wybierał się ze znajomymi na piwo, chciał mnie zabrać, wymyśliłam jakąś ściemę. Zaprosił na herbatę bo mieliśmy okienko - też odmówiłam. Zadzwonił (nigdy nie wymieniliśmy się numerami) żeby spytać o plan zajęć właśnie do mnie chociaż mieszkał w akademiku z 2 przyjaciółkami z roku a my się słabo znaliśmy. Jego przyjaciółka poprosiła mnie żebyśmy się zamieniły miejscami bo chce siedzieć z tyłu i spać, więc ja siadłam z nim (chyba ją o to poprosił). Zaczęła się gadka "Jak myślisz jaka dziewczyna jest tu najładniejsza" i później do mnie "Bo jest tutaj taka jedna którą sobie upatrzyłem". A ja co? Pierwsze co sobie pomyślałam "K* jeszcze tego brakowało żebym słuchała o twoich miłostkach" bo nawet nie dopuszczałam do siebie myśli że mogło chodzić o mnie, tych jego zaproszeń tez nigdy nie traktowałam poważnie, nie wyciągałam wniosków z jego zachowania, co z tego że wzdychałam do niego przez cały rok. W dodatku on był takim luzakiem, imprezowiczem, całkowite przeciwieństwo mnie, to mnie jeszcze bardziej onieśmielało, co by go mogło we mnie pociągać? Jednym słowem jestem po prostu tragicznym przypadkiem Tak samo dyskoteka (w czasach gdy jeszcze chodziłam i miałam z kim) tańczę z koleżanką, podchodzi całkiem fajny koleś, koleżanka się zmywa, po skończonej piosence koleś zaprasza na piwo a ja od razu panika i tekst "sorry, ale muszę poszukać koleżanki" co zabrzmiało jak słabe spławienie, na jego miejscu byłoby mi przykro. Kolejnego kolesia który bardzo mi się spodobał poznałam na imprezie u niego, od października miał studiować na tym samym kierunku. Często się mijaliśmy na korytarzu, nie miałam odwagi zagadać, wolałam go podziwiać z daleka lol Stoję sobie pod biblioteką, czekam na koleżankę, nagle od podchodzi, ja już bliska zejścia na zawał i udławienia się tym co w tym momencie piłam Pogadaliśmy chwilkę o zajęciach, ja jak zwykle spięta, mina obojętna, ewentualnie mógł sobie pomyśleć że to udawana życzliwość i zainteresowanie, on tez był trochę spięty, szybko się zmył do domu bo chyba znajomi na niego czekali. Później jak zwykle "cześć" "cześć" na korytarzu, nie potrafiłam podejść, zagadać, jak siedziałam z koleżanką którą on lepiej zna to czasami przychodził, ale wtedy i tak mało rozmawialiśmy bo miałam wrażenie że to z nią chcę rozmawiać. Ta koleżanka nawet kiedyś powiedziała przy jakiejś tam okazji że on jest nieśmiały, do dzisiaj nie wiem czy był zainteresowany czy to zwykła uprzejmość i fakt że mieliśmy wspólnych znajomych. Nie zmienia to faktu że pluję sobie w brodę że nawet nie spróbowałam bo był fajnym chłopakiem. Już nawet nie chodzi o ten konkretny przypadek, chodzi o to że wiecznie jestem sama, a takich szans których nie podjęłam ze strachu jest mnóstwo, nie tylko jeśli chodzi o facetów. Boję się odrzucenia, ale później po prostu żałuję że nawet nie spróbowałam. To smutne że w wieku 22 lat mam dylematy jak dzieciak z gimnazjum który dopiero zaczyna randkować