08 Sie 2023, Wto 15:00, PID: 870617
Miłość jest dla mnie uczuciem, które sprawia, że chcę zadbać o drugą osobę w taki sposób, żeby potrafiła sobie poradzić beze mnie. Zawsze utożsamiałam miłość ze wspólnym uczeniem się i wspieraniem się w dążeniu do samodzielności.
W wielu postach przejawia się motyw niemożności poradzenia sobie z nieobecnością danej osoby (pojawiają się sformułowania w stylu "odczuwam smutek" czy "martwię się o nią/niego gdy jego/jej nie ma"). Dlaczego tego typu uczucia w ogóle pojawiają się w naszych głowach, gdy nie ma w pobliżutej szczególnej dla nas osoby? Dla mnie obdarowywanie kogoś miłością jest równoznaczne z pielęgnowaniem poczucia, że będąc razem jesteśmy wolni. To silne uczucie nieodzownie łączy się u mnie z szanowaniem swoich granic przy jednoczesnym poszanowaniu przestrzeni, strefy komfortu drugiej osoby.
Czy rzeczywiście mamy powód do zmartwień czy niepokoju, jeśli wiemy, że dana osoba wcześniej czy później do nas wróci lub że jest w miejscu, gdzie się rozwija i nie stanie jej się realna krzywda?
W wielu postach przejawia się motyw niemożności poradzenia sobie z nieobecnością danej osoby (pojawiają się sformułowania w stylu "odczuwam smutek" czy "martwię się o nią/niego gdy jego/jej nie ma"). Dlaczego tego typu uczucia w ogóle pojawiają się w naszych głowach, gdy nie ma w pobliżutej szczególnej dla nas osoby? Dla mnie obdarowywanie kogoś miłością jest równoznaczne z pielęgnowaniem poczucia, że będąc razem jesteśmy wolni. To silne uczucie nieodzownie łączy się u mnie z szanowaniem swoich granic przy jednoczesnym poszanowaniu przestrzeni, strefy komfortu drugiej osoby.
Czy rzeczywiście mamy powód do zmartwień czy niepokoju, jeśli wiemy, że dana osoba wcześniej czy później do nas wróci lub że jest w miejscu, gdzie się rozwija i nie stanie jej się realna krzywda?