02 Wrz 2021, Czw 22:50, PID: 847857
Mogłabym pod dużą częścią twojego postu się podpisać, Ciasteczko. :|
Też wychowałam się w biednej rodzinie, z ojcem alkoholikiem, chociaż mój stary miał na tyle ogłady, że przy ludziach udawał normalnego, kulturalnego człowieka, i przeważnie ludzie się nabierali.
Zawsze byłam tą małą niezdarą z biednego domu. W podstawówce "ratowało" mnie to, że dobrze się uczyłam i wszyscy myśleli, że zajdę wysoko, ale kiedy w gimnazjum oceny poleciały w dół, dla wszystkich byłam już zerem.
Również byłam prześladowana przez chłopców (w podstawówce też przez kilka dziewczyn, ale chłopcy jednak bardziej się na mnie uwzięli), niekiedy fizycznie, w formie szturchania, kopania, podstawiania nogi - taaa faktycznie, uważa się to za nietypowe zjawisko, i u mnie też pewnie wynikało z tego, że żaden z nich nie widział mnie jako dziewczyny/kobiety. To nie były żadne "końskie zaloty" (nawiasem mówiąc, to mega-obleśne, żeby wmawiać dzieciom, że ktoś się znęca, bo cię lubi), oni po prostu mnie nienawidzili. Do dzisiaj mam częściowo z tego wynikające poważne kłopoty w kontaktach damsko-męskich, już sama nie wiem, czy jestem homo/aseksualna czy tak bardzo boję się mężczyzn.
To też mogłoby być o mnie... :(
I jak jest teraz...? Cóż, żyję właśnie tak tragicznie, jak się obawiałam. Praktycznie nigdy nie miałam prawdziwej pracy (a mam 27 lat), utraciłam nadzieję, że kiedykolwiek ją znajdę. Pracodawcy na moim zadupiu nie chcą mnie do najgorszych $koo. Chwilowo żyję z bardzo małego zasiłku z MOPSu, który nie wystarcza na przeżycie, najwyżej na wegetację. Tacy jak ja są wyzywani od pijawek i uważani za najgorsze ścierwo społeczeństwa. :")) Żyję w skrajnej biedzie. Rozmawiając z kimkolwiek "normalnym" czuję, jaka jest przepaść pomiędzy mną a tą osobą - zadbaną, zapewne wykształconą, ze spokojnego, ciepłego domu, wchodzącą sobie do sklepu i lekką ręką wydającą 100 zł, nie martwiącą się, czy będzie mieć za co wegetować. To uczucie, że żyjesz w innym, gorszym świecie bardzo boli. Prowadzenie jakiegokolwiek życia towarzyskiego też jest praktycznie niemożliwe, nie dość, że to kosztuje, wszystkie wyjścia do kina, kawiarni, etc. to ludzie po prostu nie chcą się zadawać ze smętnym biedakiem...
Też wychowałam się w biednej rodzinie, z ojcem alkoholikiem, chociaż mój stary miał na tyle ogłady, że przy ludziach udawał normalnego, kulturalnego człowieka, i przeważnie ludzie się nabierali.
Zawsze byłam tą małą niezdarą z biednego domu. W podstawówce "ratowało" mnie to, że dobrze się uczyłam i wszyscy myśleli, że zajdę wysoko, ale kiedy w gimnazjum oceny poleciały w dół, dla wszystkich byłam już zerem.
Również byłam prześladowana przez chłopców (w podstawówce też przez kilka dziewczyn, ale chłopcy jednak bardziej się na mnie uwzięli), niekiedy fizycznie, w formie szturchania, kopania, podstawiania nogi - taaa faktycznie, uważa się to za nietypowe zjawisko, i u mnie też pewnie wynikało z tego, że żaden z nich nie widział mnie jako dziewczyny/kobiety. To nie były żadne "końskie zaloty" (nawiasem mówiąc, to mega-obleśne, żeby wmawiać dzieciom, że ktoś się znęca, bo cię lubi), oni po prostu mnie nienawidzili. Do dzisiaj mam częściowo z tego wynikające poważne kłopoty w kontaktach damsko-męskich, już sama nie wiem, czy jestem homo/aseksualna czy tak bardzo boję się mężczyzn.
(01 Wrz 2021, Śro 18:04)Ciasteczko napisał(a): Kolezanki tez ode mnie uciekaly, ludzis zadawali sie ze mna z braku laku, jak nagle ci "fajni" zapraszali ich do swojej grupy, to o mnie szybxiutko zapominaly :) Dotyczylo to tez tych wszystkich introwertycznych, niesmialych, "glebokich" dziewczyn z osobowoscia.
To też mogłoby być o mnie... :(
I jak jest teraz...? Cóż, żyję właśnie tak tragicznie, jak się obawiałam. Praktycznie nigdy nie miałam prawdziwej pracy (a mam 27 lat), utraciłam nadzieję, że kiedykolwiek ją znajdę. Pracodawcy na moim zadupiu nie chcą mnie do najgorszych $koo. Chwilowo żyję z bardzo małego zasiłku z MOPSu, który nie wystarcza na przeżycie, najwyżej na wegetację. Tacy jak ja są wyzywani od pijawek i uważani za najgorsze ścierwo społeczeństwa. :")) Żyję w skrajnej biedzie. Rozmawiając z kimkolwiek "normalnym" czuję, jaka jest przepaść pomiędzy mną a tą osobą - zadbaną, zapewne wykształconą, ze spokojnego, ciepłego domu, wchodzącą sobie do sklepu i lekką ręką wydającą 100 zł, nie martwiącą się, czy będzie mieć za co wegetować. To uczucie, że żyjesz w innym, gorszym świecie bardzo boli. Prowadzenie jakiegokolwiek życia towarzyskiego też jest praktycznie niemożliwe, nie dość, że to kosztuje, wszystkie wyjścia do kina, kawiarni, etc. to ludzie po prostu nie chcą się zadawać ze smętnym biedakiem...