30 Gru 2019, Pon 13:09, PID: 813024
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Gru 2019, Pon 13:11 przez MissCthulhu.)
Najtrudniej tam wykazać właśnie inicjatywę. Ja mam może o tyle 'łatwiej', że jestem kobietą umiejącą napisać jako pierwsza, ale co z tego, skoro potem rozmowa pada w 99%? No, może nie zawsze bo aż tak beznadziejna nie jestem, umiem wyizolować jakiś temat i potem to pociągnąć, ale jak dopada mnie myśl pt. "na co ciągnąć to jeszcze dalej, przecież nie widzę siebie z osobą X na spotkaniu/w życiu/gdzieśtam i przede wszystkim nie mam warunków, by np. zaprosić do siebie", to opada nie tylko ochota, ale i moc dalszej konwersacji.
Serduszek, łapek czy innych zachęcajek mam dużo, fakt. Raz udało mi się z kimś spotkać, nie powiem, wyszłam wtedy ze swojej comfort-zone, ale było to raczej przygodne i nie zdecydowałam się na utrzymywanie kontaktu z tą osobą, nie kliknęło, a widziałam, że jako potencjalni znajomi bez kontekstu seksualnego nie damy rady funkcjonować i że nie czegoś takiego szukała tamta osoba. Była chętna na dalsze spotkania, więc tutaj decyzja o skróceniu kontaktu przypadła mnie.
Później przez kilka dni czułam się źle, jakbym się zanadto odsłoniła, mimo, że nie odsłoniłam praktycznie zbyt wiele informacji...
Cóż - traktuję to jako ćwiczenie i tak też we wspomnieniach będę to traktować.
Na pewno chciałabym wrócić jeszcze do "puli" w Tinderze, ale to jak nabędę trochę tej mitycznej pewności siebie i odejdzie ode mnie strach, który ostatnio przejawia się nawet w kwestii odczytywania wiadomości, przez co moje skrzynki na różnych portalach społecznościowych - nie tylko na randkowych - wyglądają niczym stajnie Augiasza.
Serduszek, łapek czy innych zachęcajek mam dużo, fakt. Raz udało mi się z kimś spotkać, nie powiem, wyszłam wtedy ze swojej comfort-zone, ale było to raczej przygodne i nie zdecydowałam się na utrzymywanie kontaktu z tą osobą, nie kliknęło, a widziałam, że jako potencjalni znajomi bez kontekstu seksualnego nie damy rady funkcjonować i że nie czegoś takiego szukała tamta osoba. Była chętna na dalsze spotkania, więc tutaj decyzja o skróceniu kontaktu przypadła mnie.
Później przez kilka dni czułam się źle, jakbym się zanadto odsłoniła, mimo, że nie odsłoniłam praktycznie zbyt wiele informacji...
Cóż - traktuję to jako ćwiczenie i tak też we wspomnieniach będę to traktować.
Na pewno chciałabym wrócić jeszcze do "puli" w Tinderze, ale to jak nabędę trochę tej mitycznej pewności siebie i odejdzie ode mnie strach, który ostatnio przejawia się nawet w kwestii odczytywania wiadomości, przez co moje skrzynki na różnych portalach społecznościowych - nie tylko na randkowych - wyglądają niczym stajnie Augiasza.