05 Paź 2019, Sob 20:39, PID: 806931
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Paź 2019, Sob 20:54 przez Punkt Izolowany.
Powód edycji: Historia z policjantami
)
(05 Paź 2019, Sob 19:46)vesanya napisał(a): U mnie rozchodzi się nie tyle o widoczne objawy lęku, co o małomówność, więc mówię, że: jestem nieśmiała vel trochę nieśmiała, jestem introwertyczką, nie potrzebuję dużo mówić, nie lubię dużo mówić, wolę słuchać niż mówić.
Też tak czasami robię na spotkaniach, to jest mówię, że wolę "Słuchać niż mówić". Całkiem sprytne, bo przemienia wadę w zaletę. Choć odnoszę wrażenie, że ludzie dziwią się, po co w ogóle chodzę na jakieś spotkania, skoro się nie udzielam. Ale może to moja nadinterpretacja.
(05 Paź 2019, Sob 19:58)Żółwik napisał(a): Gdy sprawy zajdą tak daleko, że nie da się ukryć, to u mnie są takie możliwości:
a) znajduję kogoś zaufanego, komu zwierzam się wprost;
b) znikam, uciekam i wycofuję się z wyzwania życiowego;
c) oficjalnie zasłaniam się chorobą i zaświadczeniem lekarskim.
Mnie coraz bardziej kusi to c), wydaje się takie bezpośrednie, wręcz jak buntownicze tupnięcie nogą. No i szczere przede wszystkim. Tyle, że musiałbym się najpierw przełamać i pójść do psychiatry a nie "tylko" psychologa...
(05 Paź 2019, Sob 19:58)Żółwik napisał(a): A eufemizmy to np. takie stosowałem:
"jestem domatorem, nie lubię podróżować",
"nie lubię pośpiechu, mam słabą podzielność uwagi",
"muszę wszystko przemyśleć na spokojnie".
Ciekawe i w sumie zabawne, że wszystkie kojarzą się z żółwiem. Ta powolność i domator, trafny nick dobrałeś.
(05 Paź 2019, Sob 19:58)Żółwik napisał(a): @Punkt Izolowany, ja myślę, że w Twojej profesji jest spore przyzwolenie na bycie dziwakiem.
To pocieszające, choć czasem myślę, że dziwactwo matematyków też ma swoje granice.
I jeszcze tak, żeby bardziej zakotwiczyć temat w konkretnym przykładzie. Kilka lat temu miałem taką sytuację. Śpię sobie spokojnie, a tu nagle słyszę dzwonek do drzwi mieszkania. Pora nieludzka, koło wpół do siódmej chyba. Myślę sobie, kogo licho niesie. Cykam się, lękam, ignoruję. Ale dzwonek jest natrętny. Dzwoni. Dzwoni. Bez przerwy... Dłuuugo... Nie przestaje... W końcu wstaję, patrzę przez wizjer: nikogo nie ma, a dzwonek dzwoni. Duchy jakieś. Otwieram drzwi, a tu jakiś ancymon włożył złożoną karteczkę pod ten pstryczek-elektryczek od dzwonka i dlatego brzęczał nieustannie.
Mija jakiś czas, chyba jest koło 9. Znowu dzwonek, tym razem otwieram, a tu policja! I oczywiście pada pytanie "Gdzie pan był obywatelu rano, że się nie otwierało" (użył innych słów, ale licencja poetycka). A ja na to "Spałem, panie władzo". A oni na to "To tak pan spał obywatelu, że pan dzwonka nie słyszał?". Ja na to "Bo się bałem, panie stójkowy". A oni na to "Czego się pan bał? To się pyta 'Kto tam?'". No i wtedy właśnie za cholerę nie wiedziałem jak wyjaśnić, ręce mi się trzęsły, cały spanikowany. Pewnie pomyśleli, że jestem jakimś bandytą...