27 Gru 2018, Czw 19:07, PID: 777116
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Gru 2018, Czw 19:09 przez Smętny.)
(09 Lis 2018, Pią 19:05)Żółwik napisał(a): Nawet to, że więcej ludzi chodzi po ulicach, jakoś pobudza układ nerwowy, dostarcza bodźców, można się oswajać.Czy ja wiem...? Całe życie mieszkam w blisko 100 tys. mieście a czuję się jakbym mieszkał w chatce w Bieszczadach. Co z tego że miasto i ludzie na ulicach, jak jedyny moment kiedy ich widzę to droga dom <-> praca (wcześniej dom <-> szkoła), a najchętniej to bym wcale nie opuszczał swojej bezpicznej piwnicy (co zresztą robiłem kilka lat). Nie mam z nikim żadnych relacji, nie mam znajomych "do wyboru", a jedyny dowód jaki znalazłem na istnienie innych fobików, to to forum Mam wrażenie, że jeśli ktoś boi się opuścić swojego bezpiecznego kokonu, to mu nie pomoże nawat mieszkanie w centrum Nowego Jorku. To wszystko siedzi w głowie, niezależenie od zagęszczenia populacji.
W większym mieście łatwiej jest wybrać sobie grupę osób, z którymi nawiąże się jakieś relacje. Jest większa szansa spotkania ludzi o podobnych zainteresowaniach lub nawet fobików. Prężniej działają spotkania, o czym słusznie wspomniał @Zas.
Na przysłowiowej prowincji jest się bardziej skazanym na sąsiadów i małe środowisko. Jeśli w nim się ktoś nie odnalazł, to ma ciężko. W większym mieście to bardziej my możemy wybierać znajomych, na prowincji wybiera nam geografia.