12 Wrz 2018, Śro 0:53, PID: 763551
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Wrz 2018, Śro 1:01 przez Noele.)
(05 Gru 2017, Wto 23:18)ewl napisał(a):A to głupie tkaniny do wycierania podłogi!(05 Gru 2017, Wto 22:59)WinterWolf napisał(a): Jak wyglądała Wasza matura? W sensie czy stres towarzyszył przez cały czas, czy w trakcie się redukował, jak wyglądała ustna część i co mieliście jako te przedmioty rozszerzone?Prezentacja wyszła świetna, wyuczyłam się jej na pamięć (bo jak to tak na spontanie gadać z fobią, drżącymi rękoma i palpitacją serca?!). Gorzej było po wyrecytowaniu przeze mnie tejże prezentacji. Pani z komisji zadała mi jedno pytanie z książki, którą powinnam była przeczytać, a pobieżnie przejrzałam. No i zablokowałam się, nic nie byłam w stanie z siebie wydusić. Coś tam pomruczałam, panie komisyjnie zdegustowane, no i wyszłam czekać na wynik. Poryczałam się w międzyczasie, wchodzę z powrotem, przyznały mi 6 pkt na 20 dodając, że powinnam iść tyłem na kolanach na pielgrzymkę do Częstochowy z podziękowaniem za tę zdaną maturę. Nie poszłam
Moja matura będzie niebawem. Na razie mam świadomość tego, że będzie, a lęk rośnie w miarę myślenia głównie przed rozmową na polskim z komisją. Niby mówi się że matura to jak egzamin na studiach ale co można o tym wiedzieć nie mając z tym do czynienia? Jeśli macie jakieś fajne rady typu "jak podejść i nie oszaleć" to go ahead.
Skoro prezentację miałaś fajną, to przynajmniej z 10 punktów za nią powinnaś była dostać. Dramat.
Ja swojej matury ustnej nie wspominam dobrze. Tej z polskiego, oczywiście. Kobiety, które siedziały w komisji miały na mnie wywalone... Patrzyły się w okno, poszły po kawę, jadły kanapki... Stały odwrócone plecami.
Miałam fantastyczną prezentację, super temat. A one mi zadały pytanie niezwiązane z moim tematem. Kompletnie. Aż mnie szlag trafia, gdy sobie przypomnę, że ludzie dostawali pytanie "dlaczego wybrałeś ten temat?" Niesprawiedliwość jak cholera.
Dostałam, nie wiem, 70%? Zdanie, nie? Ale ja byłam świrnięta na punkcie języka polskiego, obrałam sobie za cel 100%. I nie dostałam. Porażka. Przyszłam do domu, zapłakana, a moja matka powiedziała, że, uwaga, to moja wina. Bo pewnie coś źle zrobiłam. Zero zrozumienia i wsparcia.
W ogóle, to gardzę już moim liceum. Po odbytych tam praktykach już nie mam ochoty więcej tam przebywać. Moja noga nie postanie tam już nigdy.
Jedynie co wspominam dobrze, to angielski. Bardzo miło się rozmawiało. Chociaż, angielskiego nienawidziłam, wiedziałam, że jestem z niego noga, moja nauczycielka mówiła mi, żebym dobrze się zastanowiła, czy chcę podchodzić do angielskiego, no bo u mnie to marnie. Ustny pyknął na więcej niż 80%, podstawa na prawie setkę, a rozszerzenie na chyba 70. Podczas, gdy zwykle na próbnych baba ledwo mnie przepuszczała, z podstawy dostawałam 70-80, a z rozszerzenia 20-30 xD
Dlatego radzę: (wiem, że już po ptokach, ale może komuś akurat się przyda):
-matura to bzdura
-ustne to jeszcze większa bzdura
-próbne zawsze są gorsze niż normalna matura i o niczym nie świadczy zdanie głupich nauczycieli
-pomimo tego, że towarzyszy stres: podejść w miarę spokojnie do tematu.
-nie uczyć się do piątej w nocy na ostatnią chwilę, nie nauczyłeś się przez 3 lata (teraz już chyba będzie 4, nie?) to się nie nauczysz w jedną noc (co innego na studiach, kiedy dochodzi się do takiej wprawy, że ogarnia się 150 tez w jedną noc xD)
-koniecznie wyspać się przed
-nie jeść dużo i ciężkostrawnego posiłku przed (wiedza nabyta podczas jednych zajęć na studiach, podobno procesy trawienne angażują organizm, który skupia się na przetrawieniu jedzonka a nie na myśleniu xD szukam właśnie jakichś artykułów na ten temat, ale nie mogę znaleźć. Jak będę już po magisterce to poszukam xD)
-dać sobie czasem siana, odpocząć
(11 Wrz 2018, Wto 22:47)Gilberta napisał(a): Żeby może trochę pocieszyć naszych forumowych dzieciaków i zrównoważyć dwie wcześniejsze wypowiedzi, powiem, że we mnie, staruchu nieznacznie tylko starszym od Bajki, z roku na rok rośnie „apetyt na życie”, więc nie traćcie nadziei
Ja jestem nieznacznie od was młodsza i powiem, że dorosłość jest spoko. Wiadomo, miło się wspomina beztroskę, którą się miało w dzieciństwie. Nie trzeba było gotować obiadów, opłacać rachunków, chodzić do pracy. Ale trzeba było jeść tą okropną fasolkę, bo przecież mama ugotowała to trzeba zjeść, trzeba było chodzić do szkoły, a po szkole jeszcze odrabiać lekcje i mało czasu było na tą beztroskę. Teraz - przychodzi się po południu - i hulaj dusza, robisz co chcesz. Poza tym, za chodzenie do szkoły nikt nie płacił, a za chodzenie do roboty tak, podwójny profit xD. I zazwyczaj nie przynosisz roboty do domu.
Gotujesz sobie co chcesz, nie słuchasz narzekania, że nic, tylko czytasz te książki, nikt cię nie kontroluje, możesz poświęcić czas wolny na hobby. Hajs, który zarobisz, możesz poświęcić na CO TYLKO CHCESZ (i w granicach, na ile cię stać xD). Możesz sobie kupić czerwoną sukienkę i nie słuchać marudzenia rodziców "bo gdzie ty będziesz w tym chodzić? założysz raz i rzucisz w kąt." Sprzątasz, kiedy chcesz, nie obchodzi cię, że dzisiaj jest sobota, to trzeba posprzątać w mieszkaniu, bo wiadomo, pół soboty należy przeznaczyć na sprzątanie.