27 Lut 2018, Wto 22:14, PID: 733236
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lut 2018, Wto 22:15 przez klocek.)
(27 Lut 2018, Wto 21:55)Kiwi napisał(a): Śmiech myślę, że może też wynikać z tego, że dla nich (mimo prób zrozumienia) to może być coś abstrakcyjnego.
Wytłumacz komuś, kogo nigdy nie bolała głowa (a są tacy ), że bardzo, bardzo boli Cię głowa, że ledwo siedzisz, że z tego bólu masz aż mdłości, gdy ta osoba na Ciebie patrzy i właściwie to mówisz, siedzisz, masz dwie ręce, dwie nogi. Więc "heh, o co chodzi?".
"Przychodzi fobik do ekstrawertyka i mówi, że boi się ludzi". Ubawik.
Skoro terapeuci nie wiedzą, na czym polega choroba, którą rzekomo leczą, to po co udają ekspertów?
Cytat:To, czy terapia pomoże moim zdaniem zależy głównie od terapeutyzowanej osoby (pomijając skrajne niekompetencje terapeutów). Tak samo, mimo takich samych najazdów świadków Jehowy co tydzień, jedni przejdą na ich religię, inni nie przejdą.
To jest właśnie wzbudzanie poczucia winy. Jakby oskarżać osobę chorą na raka, że leczenie nie zadziałało, bo niedostatecznie tego chciała.
Nie ma psychoterapeutów bardziej i mniej kompetentnych. Psychoterapia nie działa i kryterium skuteczności się do niej nie przykłada, bo w każdym wypadku jest zerowa.
(27 Lut 2018, Wto 22:02)mardybum napisał(a):(27 Lut 2018, Wto 21:45)klocek napisał(a): Jest jedna rzecz, w której psychoterapia jest dobra, a jest to wzbudzanie winy
Bez przesady, według mnie jest też dobra, żeby się po prostu komuś wygadać, nawet jeśli rola tego kogoś jest minimalna. Ja na przykład autentycznie lepiej się czułam po godzinie skupienia na sobie i swoich uczuciach i mienia czyjejś uwagi na wyłączność (+ nie miałam wyrzutów sumienia, że obarczam kogoś swoimi problemami).
Po czasie doszłam do wniosku, że rzeczywiście cuda żadne się w takim gabinecie nie dzieją, ale czasami wystarczy możliwość uzewnętrznienia się.
I to było ostatnie, minimalne z moich marzeń. Ale oni nie umieją słuchać! Moi terapeuci nie byli w stanie wytrzymać dłużej niż 10 sekund bez gadania. Ostatnim czterem wprost mówiłem, żeby nie przerywali mi w połowie zdania, ale pamiętali o tym tylko przez jakiś czas a potem znowu zaczynali przerywać.
Ich nie interesuje, co mamy do powiedzenia. Oni chyba uprawiają ten zawód, żeby samemu móc się wygadać.
(27 Lut 2018, Wto 22:03)Divine napisał(a): To może dobrze byłoby tak: nasz ekstrawertyk-terapeuta bierze jakąś książke z nurtu CBT z opisami ćwiczeń na FS, a następnie każe je wykonywać klientowi i co wizytę rozlicza go z realizacji planu. W takim układzie psycholog byłby bliższy roli trenera osobistego niż "płatnego przyjaciela". Myślę że takie podejście dałoby wiecej dobrego naszemu fobikowi, bo po co nasz terapeuta ma starać się go zrozumieć, kiedy i tak nie zrozumie
Gdyby któraś z moich terapeutek tak zrobiła, to bardzo wysoko bym ją ocenił, nawet gdyby to nie zadziałało. No ale za samą chęć pomocy.
Podręcznika od fobii społecznej chyba nie miały. Ostatnia wyznała szczerze, że dopiero musi kupić . Jedna wprawdzie pomachała mi podręcznikiem od fobii społecznej przed kamerą - mam dowód, że go posiada, chociaż wciąż czekam na dowód, że go przeczytała .
Czytałem o tych zadaniach domowych w internecie. Tzn. że w terapii CBT dostaje się zadania domowe. U mnie najczęściej wyglądało to tak, że dostawałem test do wypełnienia, ale w następnym tygodniu terapeutka jakby nie pamiętała, co zadała mi poprzednio. Może oni nie robią notatek?
Wszystkie zadania domowe na moich terapiach CBT zrobiłem, poza jednym, żeby podejść do 100 dziewczyn na ulicy w miesiąc. Podszedłem tylko do 20 . Ale co z tego, jak terapeutki się tym nie interesują.