21 Cze 2017, Śro 11:59, PID: 705226
Do niedawna pracowałam w studenckim barze jako pomoc kuchenna. Wiecie, zwykła stołówka, a nie alkohol i imprezy.
Na początku nawet mi się tam podobało i myślałam, że to jest dobre miejsce na przełamanie się. Nie mówiłam dużo, bo nie czułam takiej potrzeby, za to do mnie zazwyczaj dziewczyny zagadywały. Peszyło mnie to strasznie i często się jąkałam przy odpowiedzi, przez co czułam się coraz bardziej nieswojo. Pracownice czuły się tam swobodnie, żartowały, śmiały się i gadały o głupotach. Nie rozmawiałam z nimi, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam o czym: o kosmetykach i imprezach nie chce mi się gadać, a dziwiłam się też tym, które na forum ogólnym potrafiły się zwierzać ze swoich problemów. Dla mnie to było bardzo nienaturalne.
Widziałam, że patrzą na mnie jak na kosmitkę. Byłam nieco zagubiona i nie ogarniałam niektórych poleceń, a cierpliwości to u nich za bardzo nie było. Chyba po prostu nie nadaję się do gastronomii - za duża jest tam presja czasu. A im więcej presji czasu, tym bardziej staję się nerwowa i nie wiem, od czego zacząć robotę.
Nie znosiłam tego miejsca z każdym weekendem; czułam się tam coraz bardziej wyobcowana, zła i smutna jednocześnie. Wolałam nic nie mówić, żeby się nie ośmieszyć.
W końcu stamtąd odeszłam, nie mogłam tego znieść dłużej. Nie byłam tam doceniana za swoją pracę. Byłam ignorowana. "O, Krakersik przyszedł, to pozmywa". Nikt tego nie powiedział na głos, ale wiedziałam, że tak myślą o mnie.
Czas szukać nowej pracy...
Na początku nawet mi się tam podobało i myślałam, że to jest dobre miejsce na przełamanie się. Nie mówiłam dużo, bo nie czułam takiej potrzeby, za to do mnie zazwyczaj dziewczyny zagadywały. Peszyło mnie to strasznie i często się jąkałam przy odpowiedzi, przez co czułam się coraz bardziej nieswojo. Pracownice czuły się tam swobodnie, żartowały, śmiały się i gadały o głupotach. Nie rozmawiałam z nimi, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam o czym: o kosmetykach i imprezach nie chce mi się gadać, a dziwiłam się też tym, które na forum ogólnym potrafiły się zwierzać ze swoich problemów. Dla mnie to było bardzo nienaturalne.
Widziałam, że patrzą na mnie jak na kosmitkę. Byłam nieco zagubiona i nie ogarniałam niektórych poleceń, a cierpliwości to u nich za bardzo nie było. Chyba po prostu nie nadaję się do gastronomii - za duża jest tam presja czasu. A im więcej presji czasu, tym bardziej staję się nerwowa i nie wiem, od czego zacząć robotę.
Nie znosiłam tego miejsca z każdym weekendem; czułam się tam coraz bardziej wyobcowana, zła i smutna jednocześnie. Wolałam nic nie mówić, żeby się nie ośmieszyć.
W końcu stamtąd odeszłam, nie mogłam tego znieść dłużej. Nie byłam tam doceniana za swoją pracę. Byłam ignorowana. "O, Krakersik przyszedł, to pozmywa". Nikt tego nie powiedział na głos, ale wiedziałam, że tak myślą o mnie.
Czas szukać nowej pracy...