05 Cze 2017, Pon 10:38, PID: 704035
Chociaż jestem ateistką i nigdy w swoim życiu nie wierzyłam w istnienie Boga/demonów, to przyznaję w pewnym aspekcie rację whitepigeon: wydaje mi się, że jako ludzie jesteśmy strasznie zaabsorbowani swoimi myślami, które powodują różne uczucia (lęki, poczucie winy, poczucie beznadziei, złość; oczywiście też radość, miłość, ekstaza itd.. ). Myśli powodują uczucia, chociaż często nie mają za bardzo podstaw w rzeczywistości. Dobrym przykładem jest fobia społeczna - owszem, zawsze rozwija się z jakiegoś powodu, ale później odzywa się niczym zepsuty alarm w niemal każdej interakcji z drugim człowiekiem. To jak zepsuty system wczesnego ostrzegania przed niebezpieczeństwem, który włącza się, choć niebezpieczeństwa nie ma.
Dla mnie jako ateistki taką pomocną zmianą, "zwróceniem się do Boga", jest zwrócenie się na rzeczywistość - zamiast tkwienie w swojej głowie i nakręcanie się myślami. Istnieje tylko rzeczywistość, a nie to, co w głowie. Myśli to tylko myśli. Nie trzeba na nie reagować. Czuję teraz ogromną ulgę, choć wciąż pracuję nad zastąpieniem nawyków lękowych. Jest coraz lepiej.
Być może to, co jedni nazywają Bogiem, w jakiś sposób związane jest z byciem w rzeczywistości tu i teraz?
Dla mnie jako ateistki taką pomocną zmianą, "zwróceniem się do Boga", jest zwrócenie się na rzeczywistość - zamiast tkwienie w swojej głowie i nakręcanie się myślami. Istnieje tylko rzeczywistość, a nie to, co w głowie. Myśli to tylko myśli. Nie trzeba na nie reagować. Czuję teraz ogromną ulgę, choć wciąż pracuję nad zastąpieniem nawyków lękowych. Jest coraz lepiej.
Być może to, co jedni nazywają Bogiem, w jakiś sposób związane jest z byciem w rzeczywistości tu i teraz?