17 Cze 2016, Pią 10:18, PID: 552480
Tarczyca52 jak dla mnie nie masz do końca racji.
Dajmy na to, że masz w swoim otoczeniu ileś tam osób, z których wyłaniają się 2-3, które bardziej lubisz od innych. No i co, nie będziesz się z nimi kolegować bardziej niż z innymi? Przecież to bez sensu. Będziesz na siłę z nimi ograniczać kontakt i się dystansować bo w przyszłości mogą Cię odrzucić? Niby jest to jakiś sposób zapobiegawczy ale z takim myśleniem nie stworzysz żadnej głębszej relacji.
Miałam całkiem podobną sytuację po liceum . Czasem i ja sama ograniczałam kontakt, jeśli zauważałam, że to nie ma sensu albo mnie to męczy.
I powiem Ci, że od dłuższego czasu nie staram się nawiązywać żadnych głębszych relacji z innymi. Jedynie koleżeństwo i powiedzmy, że są 2-3 osoby, które bardziej cenię niż resztę. Ale na dłuższą metę takie podejście się nie sprawdza. Najpierw się w sumie cieszy człowiek, że ma wywalone bo "aaa tam, przecież mam z kim rozmawiać i się spotkać więc nie jest źle". Dopiero po czasie zauważasz, że jednak czegoś Ci brakuje. Masz te wszystkie koleżanki, może nawet imprezy, ale jednak chciałoby się mieć kogoś na dłużej nieco.
Poza tym duża ilość znajomych to taka sama ściema tak naprawdę. Nawet bardziej pewna moim zdaniem. Przyjaciół jednak niektórzy zdobywają albo żenią się na cale życie. Natomiast koleżanki zawsze są tylko na jakiś czas + raczej nie są wcale tak wspaniałe jak uważasz. Ktoś się śmiał z Twoich żartów albo ludzie się na Ciebie rzucali jak byłaś nowa iiiiiiii co? Uważasz, że już wiesz o nich wszystko, że oni to na pewno tak Cię lubią?? A co oni o Tobie wiedzą jak maja o Tobie ogólny zarys? Zresztą część ludzi jest sztucznie miła albo taki mają sposób bycia, że są dla wszystkich uprzejmi i integrują się z nowymi. Ale to jeszcze nic nie znaczy tak na dobrą sprawę. Mogą być dla Ciebie mili a w głębi serca uważać za totalnego palanta. Może nie jest to reguła ale częsty scenariusz. Ludzie non stop się obgadują za plecami, ale jak dojdzie do spotkania to nagle tacy mili i rozmowni...
A moim zdaniem wychodzenie na siłę "bo tak trzeba" nie prowadzi donikąd i brzmi tak samo desperacyjnie jak szukanie przyjaciół. Zresztą napisałaś, że znajdzie się "ktoś, kto nas bardziej polubi" - jesli tak to ta osoba będzie automatycznie dążyć do pogłębienia z nami więzi i możliwe, że będzie chciała się z nami zaprzyjaźnić. Ale idąc Twoim tropem odtrącisz ją w którymś momencie albo okażesz dystans no bo pewnie Cię kiedyś oszuka.
Mimo wszystko strategia na płytkie znajomości ma i swoje plusy, ale tylko do momentu znalezienia pracy i zakończenia studiów Jak idziesz do pracy to nie masz już tyle czasu na szlajanie się z innymi. A zdecydowana większość zakłada rodziny, żeni się lub wyjeżdża i zaczyna już całkowicie mieć Cię w dup*e. W tym momencie człowiek zostaje sam i zdaje sobie sprawę, że na tym etapie nawet osiągnięcie w miarę dobrego koleżeństwa jest o wiele trudniejsze niż kiedyś.
Dajmy na to, że masz w swoim otoczeniu ileś tam osób, z których wyłaniają się 2-3, które bardziej lubisz od innych. No i co, nie będziesz się z nimi kolegować bardziej niż z innymi? Przecież to bez sensu. Będziesz na siłę z nimi ograniczać kontakt i się dystansować bo w przyszłości mogą Cię odrzucić? Niby jest to jakiś sposób zapobiegawczy ale z takim myśleniem nie stworzysz żadnej głębszej relacji.
Cytat:zawsze kolegowalam sie z tymi, ktorych najbardziej lubie, a po czasie okazalo sie, ze maja mnie gdzies, po prostu przestaja pisac, odpowiadac, urywaja kontakty, nawet zyczen urodzinowych nie zloza.
Miałam całkiem podobną sytuację po liceum . Czasem i ja sama ograniczałam kontakt, jeśli zauważałam, że to nie ma sensu albo mnie to męczy.
I powiem Ci, że od dłuższego czasu nie staram się nawiązywać żadnych głębszych relacji z innymi. Jedynie koleżeństwo i powiedzmy, że są 2-3 osoby, które bardziej cenię niż resztę. Ale na dłuższą metę takie podejście się nie sprawdza. Najpierw się w sumie cieszy człowiek, że ma wywalone bo "aaa tam, przecież mam z kim rozmawiać i się spotkać więc nie jest źle". Dopiero po czasie zauważasz, że jednak czegoś Ci brakuje. Masz te wszystkie koleżanki, może nawet imprezy, ale jednak chciałoby się mieć kogoś na dłużej nieco.
Poza tym duża ilość znajomych to taka sama ściema tak naprawdę. Nawet bardziej pewna moim zdaniem. Przyjaciół jednak niektórzy zdobywają albo żenią się na cale życie. Natomiast koleżanki zawsze są tylko na jakiś czas + raczej nie są wcale tak wspaniałe jak uważasz. Ktoś się śmiał z Twoich żartów albo ludzie się na Ciebie rzucali jak byłaś nowa iiiiiiii co? Uważasz, że już wiesz o nich wszystko, że oni to na pewno tak Cię lubią?? A co oni o Tobie wiedzą jak maja o Tobie ogólny zarys? Zresztą część ludzi jest sztucznie miła albo taki mają sposób bycia, że są dla wszystkich uprzejmi i integrują się z nowymi. Ale to jeszcze nic nie znaczy tak na dobrą sprawę. Mogą być dla Ciebie mili a w głębi serca uważać za totalnego palanta. Może nie jest to reguła ale częsty scenariusz. Ludzie non stop się obgadują za plecami, ale jak dojdzie do spotkania to nagle tacy mili i rozmowni...
Cytat: Trzeba wychodzic do ludzi, ech - dookola na pewno sie znajdzie ktos kto bardziej nas zaakceptuje i bardziej polubi i bedzie sie chciec jeszcze czesciej spotykac tylko my o tym nie wiemy. Zyjemy wtedy w sciemie, ze mamy taka lubiana i oswojona przez nas osobe, ale to jej moze cos odwalic i moze przestac nas lubic.
A moim zdaniem wychodzenie na siłę "bo tak trzeba" nie prowadzi donikąd i brzmi tak samo desperacyjnie jak szukanie przyjaciół. Zresztą napisałaś, że znajdzie się "ktoś, kto nas bardziej polubi" - jesli tak to ta osoba będzie automatycznie dążyć do pogłębienia z nami więzi i możliwe, że będzie chciała się z nami zaprzyjaźnić. Ale idąc Twoim tropem odtrącisz ją w którymś momencie albo okażesz dystans no bo pewnie Cię kiedyś oszuka.
Mimo wszystko strategia na płytkie znajomości ma i swoje plusy, ale tylko do momentu znalezienia pracy i zakończenia studiów Jak idziesz do pracy to nie masz już tyle czasu na szlajanie się z innymi. A zdecydowana większość zakłada rodziny, żeni się lub wyjeżdża i zaczyna już całkowicie mieć Cię w dup*e. W tym momencie człowiek zostaje sam i zdaje sobie sprawę, że na tym etapie nawet osiągnięcie w miarę dobrego koleżeństwa jest o wiele trudniejsze niż kiedyś.