23 Kwi 2016, Sob 16:14, PID: 534280
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Kwi 2016, Sob 16:17 przez Materia.)
Będzie bez cytowania, blok tekstu, zainteresowani może znajdą odpowiedzi.
Dla wyjaśnienia. Nie napisałem o jednej rzeczy. Moja Pani psychiatra, na każdym spotkaniu cały czas do tego wraca, bo widzi, że mi to nie daje spokoju i że nie radzę sobie z tym, na wszystko patrzę przez pryzmat tych wydarzeń.
Tutaj jest jedynie drobny fragment, opisany wycinek i pewnie przez to jest taki negatywny odbiór, chociaż sporo osób trafia celnie. Może gdyby była pełna treść, to byłoby inaczej, ale nie ma na to czasu i miejsca, żebym swój życiorys opisywał.
Ofertę pójścia na spust, miałem od znajomego ze studiów 2 lata temu, ale nie skorzystałem. On chodzi, rucha wszystko co można, na trzeźwo i nie. Taki typowy ruchacz. Jakoś tak wyszło, on mi przedstawił swój punkt widzenia, ja mu swój i pewnie żal mu się zrobiło, że jestem takim i wtedy wyszedł z tą propozycją.
Odnośnie 2 dziewczyny. Początkowo traktowałem ją jak każdą inną, ale jak się dowiedziałem, że już dała d*py, to zmieniłem swoje podejście. Nie będę ukrywać, że moim zamiarem [było już opisane], było stuknięcie jej i takie ustawienie, żeby był stały układ, czysto egoistyczne podejście, ale takich rzeczy mi opowiadała, że po pewnym czasie, bardzo straciła w moich oczach. Internet, wstępną znajomość ograniczyłem do minimum, potem spotkanie i przejechanie z mojej strony kilkuset kilometrów w jedną stronę. Początkowo miał to być jeden dzień, ale przedłużyłem o kolejny. Przeszło to moje wszelkie oczekiwania, raczej spodziewałem się chłodnego przyjęcia. Jedyna rzecz z mojej strony jaką zrobiłem, to powiedzenie "chodź do mnie" i tak się zaczęło, bardzo bliski kontakt fizyczny. Niewiasta mnie prowokowała, ja pozwalałem sobie na coraz więcej, aż natrafiłem na "może następnym razem". Potem wróciłem do siebie i coś się stało. Usłyszałem tylko tyle, że coś tam jej zrobiłem, że nie chcę związku na odległość i jest we mnie trochę rzeczy, których nie byłaby w stanie zaakceptować. Znajomość, jakoś tam trwa, ale to już jest znajomość jałowa, gdyż do niczego nie doprowadzi. Coś na zasadzie "dzisiaj Cię kocham, jutro nienawidzę". Oczywiście nie dowiedziałem się o co chodzi, bo mi nie chce powiedzieć, tyle z jej strony.
Przewija się ciągle pytanie, dlaczego tak, a nie inaczej? Odpowiedź była już podana w bardziej rozbudowanej formie. Jestem nikim i mam ogromne oczekiwania, oraz tą świadomość, że prawie nikt, lub nawet i nikt nie jest w stanie ich sprostać. Mógłbym mieć kogoś, ale wtedy będę nieszczęśliwy, przez co wolę być sam [historia z 1 dziewczyną]. Nie potrzebuje dziewczyny, dla samego posiadania dziewczyny. Mogę czekać, do usranej śmierci, albo sobie poruchać tak. W skrócie. Ma sens? Za płacenie mogę sobie kupić kogoś, kto chociaż jakoś wizualnie mi przypasuje, + wcześniej wypisane korzyści. Jak to się mówi "mózgu się nie rucha". Zeszmacę się i będę mieć spokój, chociaż jak niektórzy bardzo trafnie zauważyli, mentalnie dalej będę prawiczkiem, poza faktem, że coś tam jednak zrobię.
Teraz sprawa odnośnie, szacunku do kobiet. Mi się wydaje, że jestem dla nich po prostu za dobry, dlatego tak się otwierają i tak mnie traktują. Może trzeba im od czasu do czasu w japę strzelić kopa, żeby pokazać kto tu rządzi? Ponoć bandzior, czy jakiś tam kocha najmocniej. Ja jestem delikatny, wrażliwy, typ romantyka. Przeważnie niewiasty zapraszam do parku, czy gdzieś i mam różyczkę ze sobą, czy misia.
Teraz druga sprawa, odnośnie kobiet. Całe swoje życie przeszedłem sam, najgorsze chwile, nikogo przy mnie nie było. To tylko człowieka umacnia w przekonaniu, że może góry przenosić. 28 lat wyobcowania, więc raczej nie trudno się dziwić, że nie widzę innego zastosowania dla kobiety, jak seks, skoro w moim życiu ich nie było i trzeba było radzić sobie samemu. Tylko tego mi brakuje.
Dla wyjaśnienia. Nie napisałem o jednej rzeczy. Moja Pani psychiatra, na każdym spotkaniu cały czas do tego wraca, bo widzi, że mi to nie daje spokoju i że nie radzę sobie z tym, na wszystko patrzę przez pryzmat tych wydarzeń.
Tutaj jest jedynie drobny fragment, opisany wycinek i pewnie przez to jest taki negatywny odbiór, chociaż sporo osób trafia celnie. Może gdyby była pełna treść, to byłoby inaczej, ale nie ma na to czasu i miejsca, żebym swój życiorys opisywał.
Ofertę pójścia na spust, miałem od znajomego ze studiów 2 lata temu, ale nie skorzystałem. On chodzi, rucha wszystko co można, na trzeźwo i nie. Taki typowy ruchacz. Jakoś tak wyszło, on mi przedstawił swój punkt widzenia, ja mu swój i pewnie żal mu się zrobiło, że jestem takim i wtedy wyszedł z tą propozycją.
Odnośnie 2 dziewczyny. Początkowo traktowałem ją jak każdą inną, ale jak się dowiedziałem, że już dała d*py, to zmieniłem swoje podejście. Nie będę ukrywać, że moim zamiarem [było już opisane], było stuknięcie jej i takie ustawienie, żeby był stały układ, czysto egoistyczne podejście, ale takich rzeczy mi opowiadała, że po pewnym czasie, bardzo straciła w moich oczach. Internet, wstępną znajomość ograniczyłem do minimum, potem spotkanie i przejechanie z mojej strony kilkuset kilometrów w jedną stronę. Początkowo miał to być jeden dzień, ale przedłużyłem o kolejny. Przeszło to moje wszelkie oczekiwania, raczej spodziewałem się chłodnego przyjęcia. Jedyna rzecz z mojej strony jaką zrobiłem, to powiedzenie "chodź do mnie" i tak się zaczęło, bardzo bliski kontakt fizyczny. Niewiasta mnie prowokowała, ja pozwalałem sobie na coraz więcej, aż natrafiłem na "może następnym razem". Potem wróciłem do siebie i coś się stało. Usłyszałem tylko tyle, że coś tam jej zrobiłem, że nie chcę związku na odległość i jest we mnie trochę rzeczy, których nie byłaby w stanie zaakceptować. Znajomość, jakoś tam trwa, ale to już jest znajomość jałowa, gdyż do niczego nie doprowadzi. Coś na zasadzie "dzisiaj Cię kocham, jutro nienawidzę". Oczywiście nie dowiedziałem się o co chodzi, bo mi nie chce powiedzieć, tyle z jej strony.
Przewija się ciągle pytanie, dlaczego tak, a nie inaczej? Odpowiedź była już podana w bardziej rozbudowanej formie. Jestem nikim i mam ogromne oczekiwania, oraz tą świadomość, że prawie nikt, lub nawet i nikt nie jest w stanie ich sprostać. Mógłbym mieć kogoś, ale wtedy będę nieszczęśliwy, przez co wolę być sam [historia z 1 dziewczyną]. Nie potrzebuje dziewczyny, dla samego posiadania dziewczyny. Mogę czekać, do usranej śmierci, albo sobie poruchać tak. W skrócie. Ma sens? Za płacenie mogę sobie kupić kogoś, kto chociaż jakoś wizualnie mi przypasuje, + wcześniej wypisane korzyści. Jak to się mówi "mózgu się nie rucha". Zeszmacę się i będę mieć spokój, chociaż jak niektórzy bardzo trafnie zauważyli, mentalnie dalej będę prawiczkiem, poza faktem, że coś tam jednak zrobię.
Teraz sprawa odnośnie, szacunku do kobiet. Mi się wydaje, że jestem dla nich po prostu za dobry, dlatego tak się otwierają i tak mnie traktują. Może trzeba im od czasu do czasu w japę strzelić kopa, żeby pokazać kto tu rządzi? Ponoć bandzior, czy jakiś tam kocha najmocniej. Ja jestem delikatny, wrażliwy, typ romantyka. Przeważnie niewiasty zapraszam do parku, czy gdzieś i mam różyczkę ze sobą, czy misia.
Teraz druga sprawa, odnośnie kobiet. Całe swoje życie przeszedłem sam, najgorsze chwile, nikogo przy mnie nie było. To tylko człowieka umacnia w przekonaniu, że może góry przenosić. 28 lat wyobcowania, więc raczej nie trudno się dziwić, że nie widzę innego zastosowania dla kobiety, jak seks, skoro w moim życiu ich nie było i trzeba było radzić sobie samemu. Tylko tego mi brakuje.