28 Wrz 2015, Pon 17:18, PID: 475560
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Wrz 2015, Pon 17:19 przez Fearless.)
Nigdy nie doświadczyłem tak ekstremalnych stanów, ale pamiętam jedną sytuację sprzed roku, gdy pisałem z pewną dziewczyną. Była z drugiego końca Polski i od początku zaznaczyła, że zależy jej tylko na rozmowie a nie na spotkaniu. Mimo iż mieliśmy zupełnie inne zainteresowania, to łączyły nas wspólne problemy. Potrafiliśmy pisać do siebie sążniste listy za pośrednictwem maila. Mimo wielu różnić w kwestii gustu i sposobu spędzania czasu bardzo lubiłem z nią pisać. Odniosłem wrażenie, że ona również czuła do mnie pewną sympatię. Wydawała mi się bardzo ciepłą, wyrozumiała i dobrą osobą. I może nigdy nie dałem jej jasno do zrozumienia, że bardzo ją polubiłem, ale to co działo się w mojej głowie przekraczało jakiekolwiek normy dystansu i zdrowego rozsądku, jaki powinien być zachowany w przypadku takiej "luźnej" relacji.
Otóż od momentu gdy zaczęliśmy do siebie pisać, zacząłem snuć różne fantazje o tym co by się wydarzyło, gdybyśmy jednak doszło między nami do spotkania. Wyobrażałem sobie jak razem spotykamy się, razem rozmawiamy, spacerujemy, dzielimy się troskami i marzeniami, w końcu zakochujemy się w sobie, całujemy, przytulamy, namiętnie kochamy, leżymy obok siebie, patrzymy sobie w oczy, zasypiamy, budzimy obok siebie, żegnamy, tęsknimy, później znów witamy, podróżujemy, zwiedzamy, by później dzielić się wspomnieniami ze wspólnie spędzonych chwil. I im więcej o tym myślałem, tym bardziej się tego wszystkiego bałem. Bałem się odrzucenia gdy będę chciał jej powiedzieć jak jest naprawdę a ona tego nie odwzajemni, bałem się że gdy odwzajemni, to nie będę w stanie spełnić jej oczekiwań, bałem się że odległość jaka nas dzieli sprawi, że nie będziemy w stanie znieść zbyt długich okresów rozłąki. Dlatego coraz częściej odkładałem pisanie tych listów, aż w końcu na jeden z nich nie odpisałem. Próbowałem się zebrać przez 2 tygodnie, ale w połowie zatrzymałem się, nie byłem w stanie dalej pisać. Popłakałem się. Wszystko co napisałem skasowałem. List usunąłem i tak zostało do dziś.
Pozostałe jednak zachowałem i czasem zastanawiam się czy nie przeczytać ich raz jeszcze i nie spróbować raz jeszcze napisać, dlatego że czasami wracam do niej myślami i fakt iż ta sprawa pozostała nierozwiązana nie daje mi spokoju. Koniec końców była to jedyna istota płci pięknej, z którą kiedykolwiek udało mi się zamienić więcej niż kilka słów czy smsów, a czuję, iż mam wobec niej dług, wynikający z urwania kontaktu bez choćby jednego słowa odpowiedzi. Zastanawia mnie tylko to, czy ona choć trochę za mną tęskni, czy może przez to iż zamilkłem na amen nie chce już widzieć nic podpisanego moim imieniem. Może niepotrzebnie myślę o zawracaniu jej głowy, podczas gdy ona nie chciałaby mieć już ze mną nic wspólnego.
Otóż od momentu gdy zaczęliśmy do siebie pisać, zacząłem snuć różne fantazje o tym co by się wydarzyło, gdybyśmy jednak doszło między nami do spotkania. Wyobrażałem sobie jak razem spotykamy się, razem rozmawiamy, spacerujemy, dzielimy się troskami i marzeniami, w końcu zakochujemy się w sobie, całujemy, przytulamy, namiętnie kochamy, leżymy obok siebie, patrzymy sobie w oczy, zasypiamy, budzimy obok siebie, żegnamy, tęsknimy, później znów witamy, podróżujemy, zwiedzamy, by później dzielić się wspomnieniami ze wspólnie spędzonych chwil. I im więcej o tym myślałem, tym bardziej się tego wszystkiego bałem. Bałem się odrzucenia gdy będę chciał jej powiedzieć jak jest naprawdę a ona tego nie odwzajemni, bałem się że gdy odwzajemni, to nie będę w stanie spełnić jej oczekiwań, bałem się że odległość jaka nas dzieli sprawi, że nie będziemy w stanie znieść zbyt długich okresów rozłąki. Dlatego coraz częściej odkładałem pisanie tych listów, aż w końcu na jeden z nich nie odpisałem. Próbowałem się zebrać przez 2 tygodnie, ale w połowie zatrzymałem się, nie byłem w stanie dalej pisać. Popłakałem się. Wszystko co napisałem skasowałem. List usunąłem i tak zostało do dziś.
Pozostałe jednak zachowałem i czasem zastanawiam się czy nie przeczytać ich raz jeszcze i nie spróbować raz jeszcze napisać, dlatego że czasami wracam do niej myślami i fakt iż ta sprawa pozostała nierozwiązana nie daje mi spokoju. Koniec końców była to jedyna istota płci pięknej, z którą kiedykolwiek udało mi się zamienić więcej niż kilka słów czy smsów, a czuję, iż mam wobec niej dług, wynikający z urwania kontaktu bez choćby jednego słowa odpowiedzi. Zastanawia mnie tylko to, czy ona choć trochę za mną tęskni, czy może przez to iż zamilkłem na amen nie chce już widzieć nic podpisanego moim imieniem. Może niepotrzebnie myślę o zawracaniu jej głowy, podczas gdy ona nie chciałaby mieć już ze mną nic wspólnego.