22 Wrz 2015, Wto 2:04, PID: 473516
Usłyszałem od osoby, która mnie zna całkiem dobrze, że to co mówię jest bardzo abstrakcyjne, wręcz oscyluje na granicy z+. Zacząłem się od tej pory nad tym zastanawiać (3/4 dni minęły) i chyba muszę przyznać temu rację. Nie potrafię prowadzić zwykłych, przyziemnych rozmów, w każdym moim słowie próbuję upchnąć drugie dno. Dziś podczas krótkiej rozmowy z koleżanką napisałem jej taką wiadomość (według mnie śmieszną), po której tylko dostałem odpowiedź "CO? Nie rozumie, wracam do nauki" ; P Czasem kiedy coś mówię, to ludzie mi tłumaczą, że nie mam racji i wyjaśniają, dlaczego jej nie mam, a ja o tym doskonale wiem, tylko mówię tak w ramach swojej własnej konwencji i poczucia humoru. Z każdym dniem coraz więcej przykładów na to znajduję, ze główną rolę izolującą mnie od ludzi jest z+, a nie fobia. A co, jeśli przez lata własnie takiej izolacji (jestem/byłem cichy i rzadko się odzywam, a jak coś mówię to mało kto potrafi mnie w pełni zrozumieć, właściwie nikt) wykształciłem w sobie fobię społeczną? Więc nie jest ona konsekwencją traumatycznych wydarzeń, czy nawet po części charakteru, tylko bycia z+ i to mocno? Z tego chyba nie można wyjść, więc po co prowadzić terapię, która nie ma prawa pomóc na moje problemy? Raczej powinienem zapisać się na kurs "W jaki sposób mówić codziennie masę truizmów, by być rozumiany i lubiany przez ludzi).