01 Wrz 2015, Wto 16:10, PID: 467288
Wiecie co, to pytanie, o powody by żyć prześladuje mnie już dobre kilka lat. Cały czas próbuję sobie konkretnie odpowiedzieć, co tak naprawdę powstrzymuje nas od zabicia się? Przecież to takie proste, wziąć i się zabić. Codziennie na świecie jest tysiące samobójstw. Jedni mówią, że to tchórze, bo nie mieli odwagi żyć, a inni uważają ich za odważnych, bo nie powstrzymało ich to, co powstrzymuje nas. Mnie, tak jak wielu z Was, przychodzą do głowy wciąż te same odpowiedzi. Czasem są to proste momenty, które nas uszczęśliwiają. Smak jakiejś ulubionej potrawy, dobry film, który miesza w emocjach, jakieś banały, a czasem coś więcej, jak rodzina (w moim przypadku to nie dotyczy), czy taka jak wielu z Was napisało - nadzieja na lepsze dni, na wyjście z fs. Jak ktoś już w życiu zaznał uczucia szczęścia, przyjemności, albo takiego luksusu jak miłość i w dodatku seks z miłości- to zawsze w chwilach kryzysu, zwątpienia, depresji przychodzi ta myśl, że może jeszcze kiedyś.. to nawet nie jest nadzieja, tylko zwykła chęć, by to poczuć. To nie jest tak, że Wy nie chcecie żyć, tylko nie chcecie TAK żyć jak żyjecie teraz. Życie na tej planecie jest tak samo okrutne jak i piękne, takie dwie skrajności a jednak chyba musi tak być. Gdyby nie było cierpienia, smutku i zła, to skąd wiedzielibyśmy, że jesteśmy szczęśliwi? Czasem trzeba powąchać smród śmierci, by umieć delektować się zapachem radości. Jednak te wszystkie moje przemyślenia, konkluzje, odpowiedzi, po jakimś czasie wydawały się jałowe, banalne, lepsze dni wciąż nie przychodziły i wciąż szukałam lepszych powodów, by żyć, by mieć coś, co mnie powstrzyma przed kolejną próbą ucieczki. Był taki moment nawet kilka dni temu, co tutaj nawet napisałam, że gdy nie zostaje mi kompletnie nic, żadna nadzieja, ogromny smutek, żal i w ogóle czarności, ciemności i sto kilometrów bagna, i wszystkiego co najgorsze, przychodzi ratowanie się wiarą w Boga. Oczywiście to u mnie kwestia sporna, ale pomyślałam, że to dla niektórych kolejny powód do życia. Wierzący myślą, że samobójstwo to grzech, a życie do dar i choćby było jak sraka, nie wolno samemu go kończyć. Okej, nie wiem, czy komuś się chciało tyle czytać, ale teraz będzie taka moja pointa tego wszystkiego Otóż obejrzałam sobie wczoraj bez większego zastanowienia, z nudów film o tytule "Hector and the search for happiness". Wspomnę tylko, że to banalny film, mało realny i ogólnie nie ma co szukać tam głębszego sensu, ale jednak kilka zdań wypowiedzianych w tym filmie zapaliło mi światełko. Po części, tak jak główny bohater, który podróżuje po świecie by znaleźć definicje szczęścia, ja od kilku lat szukam sensownej odpowiedzi na powody do życia. Te słowa szły tak: " Wszystko na świecie idzie do góry, a szczęście w dół. Kurcze... ilu z nas pamięta te chwile z dzieciństwa, gdy doświadczaliśmy szczęścia, jako stanu istnienia. Moment pełnej radości. Kiedy wszystko na zewnątrz i w środku było wszystko w porządku. Teraz tworzymy kolonie dorosłych i wszystko wciąż jest źle. Chcemy przywrócić tamte chwile, ale im bardziej skupiamy się na własnym szczęściu, tym bardziej się nam wymyka. Tylko podejmując inną aktywność jak skupienie, zgłębianie, natchnienie, komunikacja, odkrywanie, uczenie się, czy taniec, doświadczamy szczęścia jako produktu ubocznego. Tak wiem, to banalne, ale to właśnie banały w tym życiu są fajne. Nie szukajmy głębokiego sensu na siłę, jeśli go nie ma. Życie nie ma głębokiego sensu. Ono po prostu jest. Jest jeszcze jedno zdanie, które siedzi mi w głowie od jakiegoś czasu, że w życiu są ważne tylko momenty. Tutaj już suma sumarum na serio: utrzymanie się przy życiu za wszelką cenę powinno być czymś naturalnym. Tym obdarzyła nas natura, jak chęć jedzenia, chęć kopulowania ku przedłużeniu gatunku. Tak postępuje zdrowy człowiek. My jesteśmy chorzy, po prostu. Coś poszło nie tak i została w nas zachwiana równowaga. Harmonia ze światem i przyrodą. I zczaiłam się, że odpowiedź, której szukałam tyle czasu była już na początku, czyli zwyczajna, banalna chęć wyzdrowienia, by móc nie tyle co chcieć żyć, ale po prostu nie myśleć o czymś takim jak powody do życia. Zdrowi ludzie nie zadają sobie takich pytań! Przepraszam za tak obszerną wiadomość, nie ma w niej nic głębokiego, nic bardziej sensownego. Chciałam tylko napisać, że już nie szukam sensu życia, nie głowię się nad tym pytaniem, bo wiem, że wystarczy walka o wyzdrowienie, o pokonanie depresji i to wystarczy. Chociaż to jest właśnie takie trudne, bo jakby było takie proste, nikt nie siedział by tu tyle czasu na forum. Nie każdy chce leczyć się lekami.