18 Sie 2015, Wto 20:26, PID: 462630
Jakby na to nie patrzeć, to jestem poniekąd przykładem osoby takiej jak ty, ale już po liceum. Opowiem Ci jak to ze mną było, ale trzeba tutaj rozwinąć wątek moich lat poprzednich.
Już od dziecka nie miałem zbyt dużych kontaktów z dziećmi, nie dlatego że się jakoś bałem, tylko nie miałem dostępu do tych . Nie chodziłem do przedszkola, czasem moja nadopiekuńcza mamusia zabierała mnie na podwórko, żebym pobawił się z dziećmi, ale ja je miałem w dup*e i zazwyczaj nie bawiłem się z nimi, tylko robiłem swoje rzeczy. Może gdyby moja mamuśka gała mi choć trochę wolności, to nawiązałbym jakieś relacje z dziećmi, ale oczywiście instynkt macierzyński jest nieposkromiony.mt019
Potem przyszedł czas na pójcie do zerówki. Na początku moja interakcja z innymi dziećmi wyglądała, olewająco-kontaktowa. Wszystko byłoby fajnie, gdybym nie s+ł sobie trzeciego dnia- kiedy to dzieciarnia słuchała jakiejś bajki czytanej przez Panią (włącznie ze mną). Ja siedziałem za dziewczynka, których kudły (a właściwie siano) denerwowały mnie bo elektryzowały się i lepiły do mnie. Ja w odzewie geniuszu wziąłem nożyczki w celu ich obcięcia- ale nie! Przedszkolanka wszystko zobaczyła i wydarła się na mnie. Ja byłem w szoku, bo nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, więc oczywiście w ryk. Potem wiadomo co było- słabego osobnika trzeba wyeliminować i ciągnęło się to za mną całą zerówkę. Następnie pierwszego dnia w pierwszej klasie miałem jeszcze większego pecha, bo nasza nowa Pani posadziła mnie z psychopatą- grubym wieprzem który pierwszego dnia chciał uciąć mi ucho. Potem mój brak sprzymierzeńców i nieporadność, sprawiła że część chłopaków z klasy regularnie prześladowało mnie..., do tego nie uwierzycie co się stało w drugiej klasie- zmieniła się wychowawczyni, która była koleżanką matki tego psychopaty.
Do trzeciej klasy bolał mnie brzuch na myśl o szkole. Dodatkowo miałem od tego wszystkiego problemy z koncentracją i nauką, co doprowadziło kolejno do męczenia mnie w domu. Gdybym był trochę odważniejszy i mniej otępiały/ pogrążony w marazmie, to zabiłbym się- nic innego nie stało mi na przeszkodzie. To było istne piekło. Niby po koniec trzeciej kasy, zakumplowałem się z jednym kolegą, dzięki czemu było mi łatwiej przez ostatnie miesiące.
Potem w czwartej klasie (chyba wyszedłem z czyśćca mt051) stało się coś dziwnego. Nagle ze zmianą wychowawczyni, odeszły moje problemy. Nikt mnie nie zaczepiał, zacząłem dobrze uczyć się i zaleczyłem częściowo rany na mojej zdruzgotanej psychice.
Kolejnym etapem mego cyklu kształcenia było nic innego jak nie gimnazjum. Hmmm. Pierwszy rok bez uwzględnienia końcówki, był dosyć stabilny. Nie wiedziałem jak zacząć- byłem raczej zamknięty w sobie, ale przy pierwszym obyciu, bo potem w miarę zasymilowałem się z innymi. Nawet radziłem sobie z napastnikami (jak to w gimbazie).
"Druga klasa gimnazjum": Nagle niemożliwe staje się faktem. Rozpoczęcie roku- tam w klasie po wakacjach spotykam się z kumplami i nagle słyszę że do klasy dołącza nowy uczeń oraz że chodziłem z nim do klasy. Ja się mu przyglądam i nie poznaję typa. Stwierdzam że ktoś mnie wkręca, ale jednak nie! Pani czyta obecność! A ja już wiem że będę chodził do klasy z moim psychopatą, tyle że tym razem przerobionym na JPka! Od razu doznałem porażenia psychotycznego i stałem się lamusem. Wszystkie złe wspomnienia wracały, a ja ponownie znalazłem się w zagrożeniu. mt088 Starałem się trzymać od niego z daleka, ale nie wiedziałem jak lecz sprawa sama rozwiązała się. Wpadłem w bagno, ale mniejsze bagno niż wtedy gdyby zaczął mnie nachodzić gang mojego psychopaty. Koledzy na początku mili, ale potem dręczący i niszczący. Musiałem jakoś istnieć, więc ponownie sporo znosiłem. Sytuacja rozkręcała się, a ja byłem zniszczony psychicznie.
W trzeciej klasie dzięki zbawiennym wpływom nowej wychowawczyni (bo zmieniła się nam w drugiej klasie), część towarzystwa została rozmontowana, a przez to mogłem bardziej skupiać się na lekcji. Nawiasem mówiąc w drugiej klasie zapałałem większa miłością do nauk ścisłych i otrzymałem powołanie medyczne. Początek trzeciej klasy, to była nauka do olimpiady biologicznej na której brakło mi trzech punktów, aby przejść do II etapu. Wtedy pomyślałem że jestem czegoś wart. Nie uczyłem się zbyt wiele, ale miałem dobrych nauczycieli, oraz starałem się. Zaczęła się wtedy kształtować moja nowa psychika, będąca reakcją na złe dzieciństwo i inne negatywne doświadczenia.
Nie dostałem się do porządnego liceum, bo miałem mało punktów z małej matury (z resztą w moim mieście ponoć nie ma dobrego liceum ). Pierwszą klasę przewegetowałem, tyle że po jakimś czasie wbiłem się w grupkę sensownych chłopaków. W drugiej rozkwitły moje zdolności interpersonalne- cieszyłem się życiem, uczyłem się dużo. Chciałem brać udział w olimpiadzie biologicznej i uznałem że najlepiej zabrać się za nią w trzeciej klasie. Wybrałem sobie temat pracy badawczej- zbyt ambitny i trudny do wykonania. Pomyślałem sobie że jak nie zrobię pracy, to napiszę sobie tylko poster i będzie z głowy. Pracy nie zrobiłem, bo okazało się że gatunek, który chciałem wykorzystywać podczas badań był pod ochroną. Nie przejąłem się tym- pomyślałem że wezmę inny- nie zdobyłem go. A tam- sfabrykuję poster. Zrobiłem poster, ale nie oddałem go, gdyż stwierdziłem że nie zaprzedam duszy, a z resztą zbyt bardzo stresowałbym się tym. Odpuściłem i poszedłem do matury. Uczyłem się. Zrobiłem za mało testów i nie dostałem się na medycynę.
Teraz praktycznie nikt do mnie nie zagaduje nawet na fb. Chciałbym mieć kogoś z kim mógłbym wyjść gdzieś i pogadać, ale niestety zauważyłem że nikt do mnie nie pasował w liceum. W sumie moje dzieciństwo bardzo na mnie wpłynęło przez co prawdopodobnie mało kto do mnie nie pasuje, bo większość ludzi nie doświadczyła podobnego życie do mojego i stąd jestem inny. Niestety nie miałem wpływu na wszystko. Trzeba pogodzić się z tym że moja sfera interpersonalna została zdegenerowana i nie będę prowadził normalnego życia. Stąd skoro mam prowadzić nienormalne życie, to staram się aby było wybitne, a nie tragiczne.
Jak dla mnie nie ma nic na siłę i jeśli dwoje ludzi do siebie nie pasuje, to nie zaprzyjaźnią się.
Jeśli ty masz teraz sporo czasu, to nie siedź i nie płacz nad sobą, tylko ułatwiaj sobie życie samorozwojem, gdyż możesz przynajmniej zostać "kimś" w przyszłości i wtedy być może znajdą się osoby, które polubię Ciebie za bycie sobą- polubią Cię za to jaja jesteś. My młodzi chcemy wszystko na już, lecz w życiu trzeba być cierpliwym. Bądź sobą! Postaw sobie najlepiej w wybitny cel (nie koniecznie musi to być dożenie do popularności, tylko coś czego na prawdę pragniesz- trzeba to w sobie odkryć, najlepiej próbując nowych rzeczy)! Dąż do niego!
Z resztą nieraz stwierdzisz, że nie ma co przejmować się pewnymi ludźmi, bo są dla nas jak kula u nogi i być może tak jest z twoją klasą. :chytry:
Już od dziecka nie miałem zbyt dużych kontaktów z dziećmi, nie dlatego że się jakoś bałem, tylko nie miałem dostępu do tych . Nie chodziłem do przedszkola, czasem moja nadopiekuńcza mamusia zabierała mnie na podwórko, żebym pobawił się z dziećmi, ale ja je miałem w dup*e i zazwyczaj nie bawiłem się z nimi, tylko robiłem swoje rzeczy. Może gdyby moja mamuśka gała mi choć trochę wolności, to nawiązałbym jakieś relacje z dziećmi, ale oczywiście instynkt macierzyński jest nieposkromiony.mt019
Potem przyszedł czas na pójcie do zerówki. Na początku moja interakcja z innymi dziećmi wyglądała, olewająco-kontaktowa. Wszystko byłoby fajnie, gdybym nie s+ł sobie trzeciego dnia- kiedy to dzieciarnia słuchała jakiejś bajki czytanej przez Panią (włącznie ze mną). Ja siedziałem za dziewczynka, których kudły (a właściwie siano) denerwowały mnie bo elektryzowały się i lepiły do mnie. Ja w odzewie geniuszu wziąłem nożyczki w celu ich obcięcia- ale nie! Przedszkolanka wszystko zobaczyła i wydarła się na mnie. Ja byłem w szoku, bo nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego, więc oczywiście w ryk. Potem wiadomo co było- słabego osobnika trzeba wyeliminować i ciągnęło się to za mną całą zerówkę. Następnie pierwszego dnia w pierwszej klasie miałem jeszcze większego pecha, bo nasza nowa Pani posadziła mnie z psychopatą- grubym wieprzem który pierwszego dnia chciał uciąć mi ucho. Potem mój brak sprzymierzeńców i nieporadność, sprawiła że część chłopaków z klasy regularnie prześladowało mnie..., do tego nie uwierzycie co się stało w drugiej klasie- zmieniła się wychowawczyni, która była koleżanką matki tego psychopaty.
Do trzeciej klasy bolał mnie brzuch na myśl o szkole. Dodatkowo miałem od tego wszystkiego problemy z koncentracją i nauką, co doprowadziło kolejno do męczenia mnie w domu. Gdybym był trochę odważniejszy i mniej otępiały/ pogrążony w marazmie, to zabiłbym się- nic innego nie stało mi na przeszkodzie. To było istne piekło. Niby po koniec trzeciej kasy, zakumplowałem się z jednym kolegą, dzięki czemu było mi łatwiej przez ostatnie miesiące.
Potem w czwartej klasie (chyba wyszedłem z czyśćca mt051) stało się coś dziwnego. Nagle ze zmianą wychowawczyni, odeszły moje problemy. Nikt mnie nie zaczepiał, zacząłem dobrze uczyć się i zaleczyłem częściowo rany na mojej zdruzgotanej psychice.
Kolejnym etapem mego cyklu kształcenia było nic innego jak nie gimnazjum. Hmmm. Pierwszy rok bez uwzględnienia końcówki, był dosyć stabilny. Nie wiedziałem jak zacząć- byłem raczej zamknięty w sobie, ale przy pierwszym obyciu, bo potem w miarę zasymilowałem się z innymi. Nawet radziłem sobie z napastnikami (jak to w gimbazie).
"Druga klasa gimnazjum": Nagle niemożliwe staje się faktem. Rozpoczęcie roku- tam w klasie po wakacjach spotykam się z kumplami i nagle słyszę że do klasy dołącza nowy uczeń oraz że chodziłem z nim do klasy. Ja się mu przyglądam i nie poznaję typa. Stwierdzam że ktoś mnie wkręca, ale jednak nie! Pani czyta obecność! A ja już wiem że będę chodził do klasy z moim psychopatą, tyle że tym razem przerobionym na JPka! Od razu doznałem porażenia psychotycznego i stałem się lamusem. Wszystkie złe wspomnienia wracały, a ja ponownie znalazłem się w zagrożeniu. mt088 Starałem się trzymać od niego z daleka, ale nie wiedziałem jak lecz sprawa sama rozwiązała się. Wpadłem w bagno, ale mniejsze bagno niż wtedy gdyby zaczął mnie nachodzić gang mojego psychopaty. Koledzy na początku mili, ale potem dręczący i niszczący. Musiałem jakoś istnieć, więc ponownie sporo znosiłem. Sytuacja rozkręcała się, a ja byłem zniszczony psychicznie.
W trzeciej klasie dzięki zbawiennym wpływom nowej wychowawczyni (bo zmieniła się nam w drugiej klasie), część towarzystwa została rozmontowana, a przez to mogłem bardziej skupiać się na lekcji. Nawiasem mówiąc w drugiej klasie zapałałem większa miłością do nauk ścisłych i otrzymałem powołanie medyczne. Początek trzeciej klasy, to była nauka do olimpiady biologicznej na której brakło mi trzech punktów, aby przejść do II etapu. Wtedy pomyślałem że jestem czegoś wart. Nie uczyłem się zbyt wiele, ale miałem dobrych nauczycieli, oraz starałem się. Zaczęła się wtedy kształtować moja nowa psychika, będąca reakcją na złe dzieciństwo i inne negatywne doświadczenia.
Nie dostałem się do porządnego liceum, bo miałem mało punktów z małej matury (z resztą w moim mieście ponoć nie ma dobrego liceum ). Pierwszą klasę przewegetowałem, tyle że po jakimś czasie wbiłem się w grupkę sensownych chłopaków. W drugiej rozkwitły moje zdolności interpersonalne- cieszyłem się życiem, uczyłem się dużo. Chciałem brać udział w olimpiadzie biologicznej i uznałem że najlepiej zabrać się za nią w trzeciej klasie. Wybrałem sobie temat pracy badawczej- zbyt ambitny i trudny do wykonania. Pomyślałem sobie że jak nie zrobię pracy, to napiszę sobie tylko poster i będzie z głowy. Pracy nie zrobiłem, bo okazało się że gatunek, który chciałem wykorzystywać podczas badań był pod ochroną. Nie przejąłem się tym- pomyślałem że wezmę inny- nie zdobyłem go. A tam- sfabrykuję poster. Zrobiłem poster, ale nie oddałem go, gdyż stwierdziłem że nie zaprzedam duszy, a z resztą zbyt bardzo stresowałbym się tym. Odpuściłem i poszedłem do matury. Uczyłem się. Zrobiłem za mało testów i nie dostałem się na medycynę.
Teraz praktycznie nikt do mnie nie zagaduje nawet na fb. Chciałbym mieć kogoś z kim mógłbym wyjść gdzieś i pogadać, ale niestety zauważyłem że nikt do mnie nie pasował w liceum. W sumie moje dzieciństwo bardzo na mnie wpłynęło przez co prawdopodobnie mało kto do mnie nie pasuje, bo większość ludzi nie doświadczyła podobnego życie do mojego i stąd jestem inny. Niestety nie miałem wpływu na wszystko. Trzeba pogodzić się z tym że moja sfera interpersonalna została zdegenerowana i nie będę prowadził normalnego życia. Stąd skoro mam prowadzić nienormalne życie, to staram się aby było wybitne, a nie tragiczne.
Jak dla mnie nie ma nic na siłę i jeśli dwoje ludzi do siebie nie pasuje, to nie zaprzyjaźnią się.
Jeśli ty masz teraz sporo czasu, to nie siedź i nie płacz nad sobą, tylko ułatwiaj sobie życie samorozwojem, gdyż możesz przynajmniej zostać "kimś" w przyszłości i wtedy być może znajdą się osoby, które polubię Ciebie za bycie sobą- polubią Cię za to jaja jesteś. My młodzi chcemy wszystko na już, lecz w życiu trzeba być cierpliwym. Bądź sobą! Postaw sobie najlepiej w wybitny cel (nie koniecznie musi to być dożenie do popularności, tylko coś czego na prawdę pragniesz- trzeba to w sobie odkryć, najlepiej próbując nowych rzeczy)! Dąż do niego!
Z resztą nieraz stwierdzisz, że nie ma co przejmować się pewnymi ludźmi, bo są dla nas jak kula u nogi i być może tak jest z twoją klasą. :chytry: