12 Maj 2015, Wto 14:55, PID: 445390
Idealna sytuacja dla mnie: gdy rozmówca ma trochę więcej do powiedzenia ode mnie, mówi ciekawie i inteligentnie, dobrze się go słucha, ale daje mi dojść do głosu, słucha tego co mówię i traktuje mnie na równi ze sobą.
Ludzie zazwyczaj plotą o sobie, swoich sprawach, poglądach, ludziach z którymi mieli do czynienia itp. I w sumie jakby nie patrzeć - hipokryzją są reakcje, że nas to irytuje i mamy tego dość. Bo gdy my sami w przypływie odwagi zabierzemy głos, robimy dokładnie to samo: mówi o tym co nas spotkało, jakie wrażenie ktoś na nas wywarł, o tym co wiemy, na czym się znamy, o swoich planach itp... Fobikom przydałby się trening polegający na zwalczaniu swojego egoizmu. I otwarciu się na innych, ich tożsamość, odmienny zasób wiedzy, bagaż doświadczeń.
Tak, instynktownie i mnie denerwuje gdy w mojej obecności ktoś mówi dużo i treść niewiele mnie obchodzi. Ale możliwe wyjścia to: 1. oddalić się, 2. zatkać uszy lub w inny sposób zagłuszyć głos, jeśli nie jest skierowany bezpośrednio do mnie, 3. przerwać, 4. wtrącić się i spróbować zmienić temat.
Inaczej, może dajmy innym prawo do nawet nadużywania "szpary oralnej", jak to zgrabnie określił poseł Niesiołowski. Cena wolności słowa. W końcu są też pozytywy takich sytuacji. W towarzystwie taka osoba jest wręcz pożądana. Bo nawet jeśli pieprzy trzy po trzy, to dzięki temu oddala moment w którym to o moim istnieniu ktoś sobie przypomni i poprosi o zabranie głosu. Mogę ułożyć w myślach temat który chcę poruszyć albo ze spokojem posłuchać, a słuchać naprawdę lubię (zazwyczaj).
Gorzej, gdy mam silne pragnienie by coś powiedzieć, a nie mam gdzie się "wcisnąć", bo z różnych stron nieustanna nawijka. Mam jakieś opory przed tym by komuś zwyczajnie się wciąć albo wręcz przerwać. Ale - do wytrenowania.
Ludzie zazwyczaj plotą o sobie, swoich sprawach, poglądach, ludziach z którymi mieli do czynienia itp. I w sumie jakby nie patrzeć - hipokryzją są reakcje, że nas to irytuje i mamy tego dość. Bo gdy my sami w przypływie odwagi zabierzemy głos, robimy dokładnie to samo: mówi o tym co nas spotkało, jakie wrażenie ktoś na nas wywarł, o tym co wiemy, na czym się znamy, o swoich planach itp... Fobikom przydałby się trening polegający na zwalczaniu swojego egoizmu. I otwarciu się na innych, ich tożsamość, odmienny zasób wiedzy, bagaż doświadczeń.
Tak, instynktownie i mnie denerwuje gdy w mojej obecności ktoś mówi dużo i treść niewiele mnie obchodzi. Ale możliwe wyjścia to: 1. oddalić się, 2. zatkać uszy lub w inny sposób zagłuszyć głos, jeśli nie jest skierowany bezpośrednio do mnie, 3. przerwać, 4. wtrącić się i spróbować zmienić temat.
Inaczej, może dajmy innym prawo do nawet nadużywania "szpary oralnej", jak to zgrabnie określił poseł Niesiołowski. Cena wolności słowa. W końcu są też pozytywy takich sytuacji. W towarzystwie taka osoba jest wręcz pożądana. Bo nawet jeśli pieprzy trzy po trzy, to dzięki temu oddala moment w którym to o moim istnieniu ktoś sobie przypomni i poprosi o zabranie głosu. Mogę ułożyć w myślach temat który chcę poruszyć albo ze spokojem posłuchać, a słuchać naprawdę lubię (zazwyczaj).
Gorzej, gdy mam silne pragnienie by coś powiedzieć, a nie mam gdzie się "wcisnąć", bo z różnych stron nieustanna nawijka. Mam jakieś opory przed tym by komuś zwyczajnie się wciąć albo wręcz przerwać. Ale - do wytrenowania.