06 Maj 2014, Wto 18:51, PID: 392134
Ja się czuję bardzo samotny. Dobre relacje jako tako mam chyba tylko z rodziną a poza nią to w sumie nie mam nikogo i zdaje sobie z tego sprawę zazwyczaj wtedy gdy się pokłócę z siorą czy mamą i nie mam gdzie ani do kogo iść. I zazwyczaj zamykam się w pokoju i ryczę (mozliwe,że się użalam nad sobą ) lub wychodzę gdzieś się przejść odreagować, najlepiej gdzieś gdzie nie ma ludzi i nikt mnie nie zaczepi, gdzieś gdzie mogę pobyć sam ale to za dużo nie daje, działa tylko na chwilę. Potem gdy idę ulicą i widzę grupki znajomych to szlag mnie trafia dlaczego to ze mną musi być coś nie tak?! Dlaczego padło akurat na mnie?!
Czytałem różne tematy tutaj i posty ludzi. Niektórym szczerze współczuje i podziwiam, że ze swoimi lękami/fobiami jakoś funkcjonują w tym obłudnym świecie złudzeń. Ja nie mam aż takiego problemu, że boję się samych ludzi jako ludzi (no może jedynie gdy ide sam ulicą i idzie przede mną lub za mną jakaś grupka łebków/cwaniaczków, wtedy wpadam w panikę, że mnie zaczepią czy coś. Moim problemem jest głównie to, że nie umiem z ludźmi rozmawiać. Może to brzmi głupio i śmiesznie ale dla mnie to jest męka przez którą życie mi ucieka. Nie umiem zagadywać ludzi, mam wrażenie, że ich nudzę i zazwyczaj po 3-4 słowach kończa mi się tematy do rozmowy i zapada cisza, aż w końcu ktoś odchodzi i zostaje sam...jak ten słup soli, zastanawiając się co zrobiłem znowu źle, co powiedziałem nie tak albo co mogłem powiedzieć. A największy problem mam z gadaniem z facetami... nie mam pojęcia dla czego, ale mam jakiś taki lęk przed nimi (może dlatego, że kiedyś zostałem przez pewną grupkę prawie pobity) i jak mam z jakimś gadac to mam "gulę" w gardle i pustkę w głowie. Nie mam pojęcia jak to zmienić, to silniejsze ode mnie. A przez to nie mam żadnych kumpli (już nie mowie o przyjaciołach), dosłownie żadnych i zawsze mają mnie za dziwaka, nie rozumieją, że ja nie nie chce z nimi gadać tylko, że nie umiem. Bardzo mnie to boli, zwłaszcza to, ze nie umiem sobie z tym poradzić a wszyscy mnie przez to skreślają A mój wygląd fizyczny mi nie pomaga bo twarzy Brada Pitta to na pewno nie mam (chyba, że brzydką wersję), 170 cm wzrostu, chudzielec...normalnie postrach osiedla, wzbudzający respekt nie ma co Życie jest nie fair. Ta samotność mnie zabija, czasem mam już dosyć wszystkiego i myśli samobójcze, ale coś w środku mi mówi, że jeszcze nie mam się poddawać a jak ten bęcwał słucham siebie i jak zwykle źle na tym wychodzę.
Jezu, znów się rozpisałem
Czytałem różne tematy tutaj i posty ludzi. Niektórym szczerze współczuje i podziwiam, że ze swoimi lękami/fobiami jakoś funkcjonują w tym obłudnym świecie złudzeń. Ja nie mam aż takiego problemu, że boję się samych ludzi jako ludzi (no może jedynie gdy ide sam ulicą i idzie przede mną lub za mną jakaś grupka łebków/cwaniaczków, wtedy wpadam w panikę, że mnie zaczepią czy coś. Moim problemem jest głównie to, że nie umiem z ludźmi rozmawiać. Może to brzmi głupio i śmiesznie ale dla mnie to jest męka przez którą życie mi ucieka. Nie umiem zagadywać ludzi, mam wrażenie, że ich nudzę i zazwyczaj po 3-4 słowach kończa mi się tematy do rozmowy i zapada cisza, aż w końcu ktoś odchodzi i zostaje sam...jak ten słup soli, zastanawiając się co zrobiłem znowu źle, co powiedziałem nie tak albo co mogłem powiedzieć. A największy problem mam z gadaniem z facetami... nie mam pojęcia dla czego, ale mam jakiś taki lęk przed nimi (może dlatego, że kiedyś zostałem przez pewną grupkę prawie pobity) i jak mam z jakimś gadac to mam "gulę" w gardle i pustkę w głowie. Nie mam pojęcia jak to zmienić, to silniejsze ode mnie. A przez to nie mam żadnych kumpli (już nie mowie o przyjaciołach), dosłownie żadnych i zawsze mają mnie za dziwaka, nie rozumieją, że ja nie nie chce z nimi gadać tylko, że nie umiem. Bardzo mnie to boli, zwłaszcza to, ze nie umiem sobie z tym poradzić a wszyscy mnie przez to skreślają A mój wygląd fizyczny mi nie pomaga bo twarzy Brada Pitta to na pewno nie mam (chyba, że brzydką wersję), 170 cm wzrostu, chudzielec...normalnie postrach osiedla, wzbudzający respekt nie ma co Życie jest nie fair. Ta samotność mnie zabija, czasem mam już dosyć wszystkiego i myśli samobójcze, ale coś w środku mi mówi, że jeszcze nie mam się poddawać a jak ten bęcwał słucham siebie i jak zwykle źle na tym wychodzę.
Jezu, znów się rozpisałem