19 Sie 2013, Pon 18:41, PID: 360689
Ja się zgodzę z Zasem - moim zdaniem do języków trzeba mieć bakcyla, tak jak do każdej innej rzeczy. Jedni matmę pojmują w mig, inni muszą kuć żeby zdać. To samo z językiem - jedni potrafią sobie tworzyć w głowie szlaki skojarzeń, inni kompletnie nie mają na to sposobu i żaden obcy im nie wchodzi.
Poza tym zależy też do czego ten język jest nam potrzebny, no i jakie mamy możliwości nauki. Ja np. bardzo rzadko mam potrzebę użycia języka w praktyce, przez co ulatuje mi on w błyskawicznym tempie. Dodatkowo nauka w polskim wydaniu to albo teoretyzowanie na gramatyce, albo suche wkuwanie słówek, które potem i tak się na niewiele zdają, bo normalnie występują w zbitkach zdaniowych, w jakiś zupełnie odmiennych kontekstach, które po prostu człowiek musi wyczuć jak długo praktykuje z danym językiem.
Dla mnie nauka języków ma formę odwróconej piramidy. Początek jest w miarę łatwy i przy średnim nakładzie pracy można się nauczyć dukać w danym języku, dogadać w sytuacji kryzysowej itp. Do biegłości to baaaardzo długa droga.
Poza tym zależy też do czego ten język jest nam potrzebny, no i jakie mamy możliwości nauki. Ja np. bardzo rzadko mam potrzebę użycia języka w praktyce, przez co ulatuje mi on w błyskawicznym tempie. Dodatkowo nauka w polskim wydaniu to albo teoretyzowanie na gramatyce, albo suche wkuwanie słówek, które potem i tak się na niewiele zdają, bo normalnie występują w zbitkach zdaniowych, w jakiś zupełnie odmiennych kontekstach, które po prostu człowiek musi wyczuć jak długo praktykuje z danym językiem.
Dla mnie nauka języków ma formę odwróconej piramidy. Początek jest w miarę łatwy i przy średnim nakładzie pracy można się nauczyć dukać w danym języku, dogadać w sytuacji kryzysowej itp. Do biegłości to baaaardzo długa droga.