14 Cze 2013, Pią 21:17, PID: 354493
Oczywiście, nie neguję zjawiska prokrastynacji jako takiego. Nie odbierajcie tego tak. Właściwie, każdą naszą wadę można odpowiednio sklasyfikować i ładnie nazwać. Ostatnio strasznie się zafascynowałam psychologią i zaczęłam brać sobie pod lupę zachowania niektórych charakterystycznych osób z mojego życia. Przeżywałam wtedy ciężki i smutny czas, bo uświadomiłam sobie, że od woli człowieka tak naprawdę nic nie zależy, bo albo nie chcemy czegoś, czego powinniśmy chcieć, albo chcemy, ale nie umiemy zrealizować. Jesteśmy tylko kłębkiem uwarunkowań, "mechanizmów", chemii i genów. Ale czy na pewno nie możemy mieć wpływu na samych siebie? Czemu ta wiedza ma zniechęcać do samodzielnego wzięcia się w garść (przynajmniej mnie)?
Odnośnie niezawalania terminów, mam ciekawe spostrzeżenie - myślenie typu "co ty, głupia, tak wcześnie będziesz to robić, skoro jeszcze masz tak dużo czasu". Nauczyłam się tego w podstawówce...
Wykładowca: "Za tydzień mnie nie ma, macie 2 tygodnie na napisanie pracy"
Ja - dzień 1: "Super! Jak tylko wrócę do domu, od razu biorę się do roboty!"
Popołudnie: "Nie chce mi się dzisiaj pisać. To bez sensu, mam przecież 2 tygodnie!"
Dzień 3: "Jak super, że mam jeszcze tych 11 dni"
Dzień 5: "Jak super, że mam jeszcze aż 9 dni"
Dzień 7: "O, gdyby dziś był wykład, oddawałabym pracę. Ale na szczęście mam jeszcze 7 dni, zdążę ją wspaniale przygotować"
Dzień 9: "Mam dziś ważniejsze sprawy, jutro napiszę"
[dzień 9 powtarza się do dnia 12]
Dzień 13, rano: "O, mam jeszcze cały dzień na napisanie pracy. Wieczorem sobie usiądę i na pewno zrobię to porządnie"
Dzień 13, wieczór: "Super, zaraz siadam do pracy! Jeszcze tylko przygotuję się psychicznie: wyjdę na spacer, wrócę, zrobię sobie herbatę, aha i muszę jeszcze posprzątać, bo w bałaganie ciężko się skupić. A, i jeszcze mały telefon do ukochanego. Kurczę, nie czuję się gotowa. Spoko, dopiero 23. Posłucham sobie 2 piosenek. Albo 10. Dobra, idę spać. Wstanę o czwartej i napiszę.
Dzień 14: kończy się tak, że piszę ową "wyczekiwaną" pracę w tramwaju
Tak więc nie neguję prokrastynacji jako męczącego, "u+" oszusta w ludzkiej głowie. Jednak kiedy tylko jest przy mnie ktoś, kto pilnuje (np. w/w ukochany lub współpracownik w grupie), cały problem znika. Moja profesor z uczelni powiedziała, że to typowe zachowanie samotnicze.
uno88 napisał(a):Nie zawalasz terminów, więc myśl co chcesz, oby tak dalej.
Odnośnie niezawalania terminów, mam ciekawe spostrzeżenie - myślenie typu "co ty, głupia, tak wcześnie będziesz to robić, skoro jeszcze masz tak dużo czasu". Nauczyłam się tego w podstawówce...
Wykładowca: "Za tydzień mnie nie ma, macie 2 tygodnie na napisanie pracy"
Ja - dzień 1: "Super! Jak tylko wrócę do domu, od razu biorę się do roboty!"
Popołudnie: "Nie chce mi się dzisiaj pisać. To bez sensu, mam przecież 2 tygodnie!"
Dzień 3: "Jak super, że mam jeszcze tych 11 dni"
Dzień 5: "Jak super, że mam jeszcze aż 9 dni"
Dzień 7: "O, gdyby dziś był wykład, oddawałabym pracę. Ale na szczęście mam jeszcze 7 dni, zdążę ją wspaniale przygotować"
Dzień 9: "Mam dziś ważniejsze sprawy, jutro napiszę"
[dzień 9 powtarza się do dnia 12]
Dzień 13, rano: "O, mam jeszcze cały dzień na napisanie pracy. Wieczorem sobie usiądę i na pewno zrobię to porządnie"
Dzień 13, wieczór: "Super, zaraz siadam do pracy! Jeszcze tylko przygotuję się psychicznie: wyjdę na spacer, wrócę, zrobię sobie herbatę, aha i muszę jeszcze posprzątać, bo w bałaganie ciężko się skupić. A, i jeszcze mały telefon do ukochanego. Kurczę, nie czuję się gotowa. Spoko, dopiero 23. Posłucham sobie 2 piosenek. Albo 10. Dobra, idę spać. Wstanę o czwartej i napiszę.
Dzień 14: kończy się tak, że piszę ową "wyczekiwaną" pracę w tramwaju
Tak więc nie neguję prokrastynacji jako męczącego, "u+" oszusta w ludzkiej głowie. Jednak kiedy tylko jest przy mnie ktoś, kto pilnuje (np. w/w ukochany lub współpracownik w grupie), cały problem znika. Moja profesor z uczelni powiedziała, że to typowe zachowanie samotnicze.