24 Maj 2013, Pią 22:43, PID: 352020
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Maj 2013, Pią 23:47 przez Azon22.)
Postanowiłem napisać ponownie po dłuższym czasie . W tym momencie zmieniłem profil szkoły co równało się z nową klasą. Postanowiłem się przełamać i jako tako mi się udało - poznałem tam znajomego on mnie poznał ze swoimi i tak grono się poszerzyło do parudziesięciu znajomych. Można pomyśleć sukces, ale do sukcesu jeszcze długa droga.
Jednak osoby z którymi w miarę swobodnie rozmawiam ograniczają się może do trzech, maksymalnie czterech łącznie z nim (muszę kogoś naprawdę dobrze poznać, przebywać z nim długo na trzeźwo by gadać od tak, po prostu).
Wiadomo, jeśli zaproszą gdzieś na jakąś imprezę, ognisko - w miejsca, w których leje się alkohol po napiciu się nie mam żadnej blokady - gadam chyba najwięcej z wszystkich (jak się na trzeźwo nie umie, to pewnie nadrabiam po pijaku). Ale w tym jest problem - nie chce by to tak wyglądało (szczególnie, że moim zdaniem w ten sposób poszerzam swoją blokadę i uciekam jakby w alkohol, który mi ją zdejmuje tylko po to by móc rozmawiać). Kiedy zostaje zaproszony po prostu się spotkać bez picia nagle pustka - nie potrafię z nimi rozmawiać chyba, że ktoś zasugeruje konkretny temat. Mam problem z tzw. gadaniem o pierdołach saskich. Większość ludzi to dostrzegła i zaprasza mnie właściwie tylko, kiedy pijemy. Sam osobiście źle się z tym czuje i nie bardzo wiem jak to rozwiązać. Było dobrze, ale powracam do stanu poprzedniego - zaczynam znów czuć się właśnie nielubiany, źle - powoli odrzucany. Nie chciałbym zaprzepaścić tego, co udało mi się już dokonać, bo i tak jest dużo lepiej, jednak jeśli nie nauczę się spontaniczności w większym i mniej znanym gronie wiem, że znów stracę znajomych. Za dużo myślę co powiedzieć, zbyt się spinam i zanim w ogóle coś wymyślę rozmowa toczy się dalej, a to co ostatecznie wymyśliłem by powiedzieć zachowuje dla siebie. Jak być bardziej spontanicznym? Bo myslę, że w tym jest problem - za bardzo się przejmuje.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam jak uczyć się tej spontaniczności przy ludziach, bo za drugim, trzecim, czwartym razem po prostu przestają mnie zapraszać. Gorsze jest chyba tylko to, ze moja siostra jako dosyć popularna osoba ma wielu tych samych znajomych co ja i nie chce nawet mówić co czuję, kiedy osoby, które również znam (można by powiedzieć ludzie z mojego osiedla - kolejna przeprowadzka na szczęście wyszła na lepsze) zapraszają ją gdzieś w naszą, że tak powiem miejscówkę mnie olewając. Dostrzegli, że jak nie piję, to nie umiem z nimi gadać i basta. Znałem się z nimi wcześniej, ale to jak wiadomo - piątkowe spotkania. Później wprowadziłem się obok nich - na początku zapraszali, ale że byłem cichy - ciężko mi się rozmawiało w końcu to minęło.
Co mi się wydaje dziwne - kiedy idę z którymś z nich sam, to by nie było głupio udaje mi się gadać tak sam z siebie - aby nie wyjsć na idiote przez którego przemilczymy całą drogę. Ale w momencie w którym dochodzą już do nas kolejne osoby nagle ponowna pustka.
Podsumowując jest lepiej, ale dalej kiepsko i nie wiem już co robić.
Jednak osoby z którymi w miarę swobodnie rozmawiam ograniczają się może do trzech, maksymalnie czterech łącznie z nim (muszę kogoś naprawdę dobrze poznać, przebywać z nim długo na trzeźwo by gadać od tak, po prostu).
Wiadomo, jeśli zaproszą gdzieś na jakąś imprezę, ognisko - w miejsca, w których leje się alkohol po napiciu się nie mam żadnej blokady - gadam chyba najwięcej z wszystkich (jak się na trzeźwo nie umie, to pewnie nadrabiam po pijaku). Ale w tym jest problem - nie chce by to tak wyglądało (szczególnie, że moim zdaniem w ten sposób poszerzam swoją blokadę i uciekam jakby w alkohol, który mi ją zdejmuje tylko po to by móc rozmawiać). Kiedy zostaje zaproszony po prostu się spotkać bez picia nagle pustka - nie potrafię z nimi rozmawiać chyba, że ktoś zasugeruje konkretny temat. Mam problem z tzw. gadaniem o pierdołach saskich. Większość ludzi to dostrzegła i zaprasza mnie właściwie tylko, kiedy pijemy. Sam osobiście źle się z tym czuje i nie bardzo wiem jak to rozwiązać. Było dobrze, ale powracam do stanu poprzedniego - zaczynam znów czuć się właśnie nielubiany, źle - powoli odrzucany. Nie chciałbym zaprzepaścić tego, co udało mi się już dokonać, bo i tak jest dużo lepiej, jednak jeśli nie nauczę się spontaniczności w większym i mniej znanym gronie wiem, że znów stracę znajomych. Za dużo myślę co powiedzieć, zbyt się spinam i zanim w ogóle coś wymyślę rozmowa toczy się dalej, a to co ostatecznie wymyśliłem by powiedzieć zachowuje dla siebie. Jak być bardziej spontanicznym? Bo myslę, że w tym jest problem - za bardzo się przejmuje.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam jak uczyć się tej spontaniczności przy ludziach, bo za drugim, trzecim, czwartym razem po prostu przestają mnie zapraszać. Gorsze jest chyba tylko to, ze moja siostra jako dosyć popularna osoba ma wielu tych samych znajomych co ja i nie chce nawet mówić co czuję, kiedy osoby, które również znam (można by powiedzieć ludzie z mojego osiedla - kolejna przeprowadzka na szczęście wyszła na lepsze) zapraszają ją gdzieś w naszą, że tak powiem miejscówkę mnie olewając. Dostrzegli, że jak nie piję, to nie umiem z nimi gadać i basta. Znałem się z nimi wcześniej, ale to jak wiadomo - piątkowe spotkania. Później wprowadziłem się obok nich - na początku zapraszali, ale że byłem cichy - ciężko mi się rozmawiało w końcu to minęło.
Co mi się wydaje dziwne - kiedy idę z którymś z nich sam, to by nie było głupio udaje mi się gadać tak sam z siebie - aby nie wyjsć na idiote przez którego przemilczymy całą drogę. Ale w momencie w którym dochodzą już do nas kolejne osoby nagle ponowna pustka.
Podsumowując jest lepiej, ale dalej kiepsko i nie wiem już co robić.