15 Kwi 2013, Pon 11:52, PID: 347190
Jestem na 1 roku filologii germańskiej i chciałam zrezygnować już przed I semestrem, ale bliscy i znajomi wywarli na mnie taką presję, że postanowiłam zostać. Teraz myślę o tym już bardzo bardzo na poważnie. Zawsze byłam dobra z języków obcych, więc w liceum twierdziłam, że germanistyka to moje marzenie. Ale teraz zdałam sobie sprawę, ze wcale tak nie jest. Po prostu wszyscy moi znajomi zdawali się wiedzieć, co chcą w życiu robić, co studiować, o czym marzą. Zawsze słyszałam, że jestem dobra z niemieckiego i muszę iść na tę germanistykę. Gdy już zaczęłam studiować, zrozumiałam, że nic z tego nie będzie. Od października żyję w okropnym stresie, poczuciu bezsensu i osamotnienia... Cały tydzień żyję myślą o piątku i powrocie do domu na weekend. Czuję się na zajęciach, jakbym dalej była w liceum. Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Pod względem językowym jestem najgorsza w grupie i z pewnością jedna z najgorszych na roku. Nie nadążam za programem, wszystko sprawia mi trudność, prowadzący raczej nie motywują do pracy. Nie nawiązałam tu żadnych głębszych znajomości, a mieszkam w akademiku(i znam tylko 4 osoby 0_o). Ktoś mógłby spytać, po co w ogóle szłam na te studia... No więc, ja MUSZĘ studiować, inaczej stracę moje jedyne źródło utrzymania, jakim jest renta rodzinna...A bardzo chciałam zrobić sobie rok przerwy zaraz po liceum, żeby sobie przemyśleć, czego tak naprawdę chcę. Jedyną rzeczą, która mnie powstrzymuje jest myśl, że zawiodłam moją mamę, która zawsze mi pokazywała, że nie można się w życiu poddawać... Ale czy mam to ciągnąć dalej, kosztem mojego zdrowia psychicznego? Był ktoś z was kiedyś w takiej sytuacji, zrezygnował ze studiów???