07 Kwi 2013, Nie 17:10, PID: 346133
Żałuję, że dopiero teraz odnalazłam ten temat , nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można odzyskać pokój w całym ciele i to za pomocą meridianów. Już samo czytanie twoich postów Denoise sprawia, że znowu ma się nadzieję, że można z tego wyjść. I to co napisałeś o tych blokadach energetycznych to czysta prawda, ja byłam kiedyś u specjalisty, który przelewał mi nad głową wosk i na podstawie tego co z tego wyszło stwierdził, że jestem strasznie zblokowana na sercu i umyśle. Praktykuję medytację, staram się zmieniać mój "wspaniały" sposób myślenia" i to na pewno w jakimś stopniu zmniejszyło moje napięcie, ale... to napięcie nie znika, przez dobre już trzy lata mój umysł uznał to za nawyk. Wprawdzie nie czuję już takiego napięcia jak kiedyś gdy przechodzę obok ludzi, ale zawsze ta nutka niepewności, że np. kolega z klasy zobaczy we mnie mój niepokój. Wstydzę się swoich reakcji, bo są one absolutnie niezgodne z moimi intencjami. Zupełnie jak gdybym traciła kontrolę nad swoim ciałem. I podświadomość ciągle robi swoje. Zapomniałam już jak to jest czuć się normalnie, gdy odczuwam spokój wydaje mi się, że sama siebie oszukuję i coś każe mi się denerwować. I nie mogę wprost pojąć jak inni mogą chodzić po szkole tacy wyluzowani, niezakłóceni. Ja, gdy np. wchodzę schodami do góry i widzę przed sobą siedzących ludzi mimowolnie robię się skrępowana, to jest dla mnie zbyt duże napięcie do zniesienia. I choć obcy mi ludzie są mi w gruncie rzeczy obojętni to tak już reaguje moje ciało. Mimo tego, że wkładam dużo wysiłku nie mogę osiągnąć stanu pełnego wyluzowania i spokoju. Mój umysł jest w stanie takiego dziwnego oszołomienia. Za bardzo kontroluję swoje ruchy, nie potrafię się pozbyć tej mojej mechaniczności, a ona mnie paraliżuje. Choć wiem, że tak jeszcze z cztery lata temu żyłam normalnie i nawet coś takiego nie przyszłoby mi do głowy. Teraz gdy siedzę na przerwie w pewnej odległości naprzeciwko moich kolegów nie mogę patrzeć przed siebie swobodnie, czasami gdy ktoś się znienacka na mnie spojrzy zadrżę, niekiedy (bardzo rzadko ale jednak) gdy się uśmiechnę do zdjęcia czuję jak trzęsą mi się policzki. Zupełnie się w tym wszystkim zatraciłam, wydaje mi się, że prawdziwy spokój mogę osiągnąć jedynie w domu, a w szkole czy sklepie to dla mnie nieosiągalne. I bez przerwy gapię się na ludzi i zastanawiam się jak się w danym momencie czują i jak to jest. Chyba wariuję powoli. W meridianach moja ostatnia nadzieja, jestem taka szczęśliwa .