19 Mar 2013, Wto 22:08, PID: 343767
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Mar 2013, Wto 22:11 przez shalafi.)
W końcu się doprosiłem. W sumie jestem świadom tego, że inni też są zawaleni, nawet bardziej niż ja, a moja prośba jest dla nich kwestią trzecio lub czwartorzędną. Najgorsza jest tylko ta świadomość, że nie mogę dokończyć czegoś tak szybko jakbym chciał, bo czekam na info od kogoś (a nie umiem stanowczo powiedzieć: zależy mi na tym, zrób to niezwłocznie, a jak masz z tym problem to chętnie ci pomogę itp.) i nachodzą mnie czarne myśli, że ktoś (księgowe, szefowa) obarczy mnie winą za opóźnienie (choć zwykle wcale tak się nie dzieje).
Z tą znajomą z biura, która miała taki straszny problem, żeby spełnić moją prośbę :-P (a tak naprawdę, jak sama stwierdziła: "to nie to, że ja nie chcę ci pomóc, tylko TYLE mam tych rzeczy, że nie wiem w co ręce włożyć"), wyszło ostatecznie tak, że po powrocie z toalety zastałem przyklejoną na biurku karteczkę z wyczekanym numerem zamówienia. Potem wyszło dosyć zabawnie, bo wspólnie usuwaliśmy z systemu stare zamówienie (ona nie potrafiła, ja zaoferowałem pomoc) i robiłem to metodą prób i błędów, nieco złoszcząc się w duchu na swój brak perfekcji, ale spowodowało to pewne rozluźnienie i wesołość. A o 16 zjeżdżaliśmy razem windą ;-) Koniec końców sytuacja przybrała bardziej ludzką twarz.
Mam nadzieję, że kobitka już więcej nie zafunduje mi takiej "jazdy" jak dzisiaj. Z drugiej strony, jestem pewien że tego typu stres jeszcze nieraz w życiu mnie czeka i chyba trzeba spróbować się na niego uodpornić.
Z tą znajomą z biura, która miała taki straszny problem, żeby spełnić moją prośbę :-P (a tak naprawdę, jak sama stwierdziła: "to nie to, że ja nie chcę ci pomóc, tylko TYLE mam tych rzeczy, że nie wiem w co ręce włożyć"), wyszło ostatecznie tak, że po powrocie z toalety zastałem przyklejoną na biurku karteczkę z wyczekanym numerem zamówienia. Potem wyszło dosyć zabawnie, bo wspólnie usuwaliśmy z systemu stare zamówienie (ona nie potrafiła, ja zaoferowałem pomoc) i robiłem to metodą prób i błędów, nieco złoszcząc się w duchu na swój brak perfekcji, ale spowodowało to pewne rozluźnienie i wesołość. A o 16 zjeżdżaliśmy razem windą ;-) Koniec końców sytuacja przybrała bardziej ludzką twarz.
Mam nadzieję, że kobitka już więcej nie zafunduje mi takiej "jazdy" jak dzisiaj. Z drugiej strony, jestem pewien że tego typu stres jeszcze nieraz w życiu mnie czeka i chyba trzeba spróbować się na niego uodpornić.