08 Lut 2013, Pią 21:40, PID: 338338
Na terapię chodzę od ponad roku dwa razy w tygodniu..... Bywało już dużo lepiej, chodziłam na dyskoteki, byłam na trzech weselach, na sylwestrze, itd. gdzie później słyszałam od nowo poznanych osób, że jestem megaotwartą, przebojową osobą-słowo honoru. A później, gdy zaczęłam dotykać bardzo bolesnych, traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, zaczął wypływać ze mnie cały zapiekły syf, wyparte do podświadomości, zablokowane emocje i stąd to pogorszenie. Na początku jakoś dawałam radę, ale nagle zaczęły się dziać ze mną megadziwne rzeczy, w stylu ataki paniki - terapeutka twierdzi, że to oznacza proces zdrowienia, oczyszczania. Od początku wiedziałam, że nie wezmę jednej tabletki (jestem przeciwniczką leków w tego typu problemach), że będę kontynuować terapię bez względu na to, jakim kosztem będzie okupiona (wyłażące lęki, napięcie itd.), ale liczyłam się też z tym, że po drodze coś zawalę, dlatego staram się nie rozpatrywać tego w jakiejś meganegatywnej kategorii. To nie jest tak, że zamknęłam się w domu i będę pić. Kontynuuję terapię i wiem, że znowu wrócę na lepszą ścieżkę, ale też nie wiem, ile jeszcze ten syf będzie trwał i liczę się z tym, nie mam jakiegoś życzeniowego myślenia. A o pracę i kasę w przypadku utraty pracy pytam, bo wiem, jakie są realia i nie każdy może być w takiej komfortowej sytuacji jak ja. Nie każdy też może liczyć na pomoc rodziny itd.